Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Tajemna lecznica Ianthe

Go down 
AutorWiadomość
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPią Wrz 14, 2018 9:03 pm

Lecznica, będąca jednocześnie domem Ianthe, położona jest na samym końcu jednej z wąskich i najciemniejszych uliczek w slumsach. Nie ma żadnego szyldu ani oznaczenia, znana jest wyłącznie tym, którzy dobrze wiedzą o profesji nimfy – rzadko trafia tutaj ktoś nieproszony. Domek jest niewielki, zaledwie jednopiętrowy, bardzo mały, choć jednocześnie zadbany – rozpoznać go można głównie po tym, że w pobliżu często przelatują pyrausty, z którymi najada się kontaktuje.

Ianthe stanowi konkurencję dla tutejszego medyka, znanego wszystkim kota, jednak choć na ziołolecznictwie zna się od niego lepiej, zajmuje się głównie gośćmi (lub częściej – ofiarami) Samozwańczego Króla, a nie przypadkowymi pacjentami. Dlatego gdy w końcu trafi do niej ktoś nie z rozkazu Króla, liczy sobie więcej złota niż kot, aby zniechęcić do dalszej wizyty.

W środku, od razu na wejściu, znajduje się gabinet przepełniony wonią ziół, w którym Ianthe zazwyczaj sadza nieszczęśnika na twardym łóżku i kuruje odpowiednimi specyfikami. W pokoju widać schody prowadzące na górę oraz dwie pary drzwi, zawsze jednak zamknięte dla pacjentów. Na wierzchu leżą tylko niektóre popularniejsze zioła, specyfiki oraz przyrządy lekarskie, wszystko inne schowane jest w solidnych i zamykanych na klucz szafkach – zarówno w gabinecie, jak i niedostępnych pokojach.


Mały eliksir - 20Z +20HP
Średni eliksir - 30Z +30HP, leczy zewnętrzne rany
Duży eliksir - 40Z +50HP, leczy złamania i zwichnięcia
Eliskir na ekstremalne przypadki - 100Z +95HP, automatycznie leczy wewnętrzne rany, krwotoki i złamania

Asortyment na inne przypadki – prosimy zapytać medyka
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 12:21 pm

  Typowy, kolejny dzień; Przynajmniej tak mu się wydawało. Przynajmniej takie wrażenie sprawiał, dopóki Modry nie przekroczył progu izby, którą dzielił razem z Kawką. Do tej pory wszystko im się układało. Właściciel pokoju nie miał powodów by narzekać, bo Blue Bird płacił wszystko w terminie. Ani razu w tym czasie nie dał się złapać, zasadniczo to nawet nie miał kto go łapać, bo zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, że coś mu zniknęło, to Modrego już dawno nie było w pobliżu. Tak czy inaczej - wszystko jakoś się układało. I ten dzień nie miał być jakiś inny. Takie odnosił wrażenie. Mógł sobie zrobić wolne, bo jego mieszek był pełen złota, jedzenie mieli, czynsz zapłacony. Wrócił zatem do izby.
  Otworzył drzwi i to, co zobaczył, wprawiło go w osłupienie. Blue Bird zamarł wbijając wzrok w punkt przed sobą. Na środku małej izby, w kałuży krwi leżała jego siostra. Kawka. Modry z jeszcze większym przestrachem uświadomił sobie, że ta krew była jej. Jej zlepione krwią, podziurawione ubranie było tego najlepszym dowodem. Dopiero wtedy drgnął, mógł się ruszyć, mógł zrobić cokolwiek. Rzucił się w kierunku bliskiej mu postaci i wylądował na kolanach przy niej, ujmując jej głowę w swoje dłonie. Przesunął wzrokiem po jej ciele i ocenił, że ktoś musiał próbować ją zasztyletować. Ale żyła. Żyła jeszcze, bo czuł jak cała drży i nierówno oddycha. Spojrzała na niego swoimi zamglonymi oczami.
- Blue - wyszeptała z niemałym wysiłkiem.
  Oczy Modrego chyba pierwszy raz w całej jego historii zaszkliły się, gdy tak na nią patrzył. Miała marne szanse na przeżycie, a on jeszcze teraz bezsensownie marnował czas na użalanie się nad tą sytuację. Powinien ją zabrać do lekarza. Do kogo? Do tego kota? O ile pamiętał to ów Kot mógł mieć do niego pretensje o zwinięte przez niego zioła, no chyba że się nie zorientował kto za tym stoi.
- Kawka. N-nie... Co ja mam robić?
  To było dla niego coś nowego. Zwykle nie potrzebował pomocy, zwykle wiedział jak się zachować i co zrobić, a teraz? Teraz przyznał się otwarcie, że nie ma pomysłu, co zrobić. Nie tracił czasu na pytanie jej, kto ją tak załatwił. Mógł się tylko domyślić. Jeden z niezadowolonych kontrahentów, od których pożyczył kilka rzeczy. Tym się zajmie później i na pewno tego tak nie zostawi. Nie mógł. Choć w danej chwili to żal zajął jego serce (on w ogóle miał jakieś serce?) to druga w kolejce była nadzieja, a dopiero dalej stała wściekłość. Nadzieja, że uda się małą Kawkę z tego wyciągnąć.
  I to ona mu w tym pomogła.
- Zabierz mnie do... Po prostu wynieś mnie stąd, ja cię poprowadzę.
  Zareagował teraz natychmiastowo. Wziął Kawkę na ręce, przepraszając ją dośc automatycznie, kiedy skrzywiła się z bólu. Trzymał ją raptem kilka sekund, a już czuł, jak materiał jego ubrań miejscami staje się mokry od jej krwi. Z izby i całego domostwa wystrzelił sprintem i dalej już biegł według wskazówek Kawki. Nie miał pojęcia dokąd, na trasę też nie zwracał jakoś uwagi. Biegł na oślep za wskazówkami swojej siostry. Oby miała jakiś dobry plan.
- To tutaj. - Wydukała, wskazując swoim spojrzeniem na jakieś drzwi.
  Chciał jej zapytać, czy jest pewna, bo dla niego to zwykła chata w slumsach, ale nie dyskutował. Po raz pierwszy pozwolił jej, w ogóle komukolwiek, decydować o tym, co teraz on zrobi. Nie zapukał, a zwyczajnie wpadł do środka. Z miejsca jego nozdrza zaatakował woń ziół. Zmarszczył lekko czoło, potrząsnął głową, starając się całkowicie wyłączyć na ten... zapach. Choć już z miejsca zaczął go drażnić. Nie przepadał za tego typu wonią, jakoś źle mu się kojarzyła. Może dlatego nie podkradał ziół zbyt często, bo nie lubił ich zapachem przechodzić.
  Spojrzeniem spróbował zlokalizować jakąkolwiek postać, bo przecież Kawka musiała go prowadzić do kogoś. Nie miał pojęcia kim miał być ten ktoś i czym się zajmował, ale skoro chciała trafić tutaj, to na pewno miała ku temu jakiś ważny powód.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 4:59 pm

Ianthe siedziała w małej pracowni na parterze i skrupulatnie odmierzała odpowiednią ilość naparu z lipy, który miał powędrować do niewielkiej fiolki. Choć starała się nie wychylać ze swojej chatki, jeśli nie było to konieczne, jakimś cudem niektórzy z okolicznych mieszkańców tak czy siak dowiedzieli się o jej lecznicy, przez co była zmuszona przyrządzać im przeróżne papki i eliksiry, bo nikt z nich nie potrafił odpowiednio zapobiec chorobie. Miało to, oczywiście, swoje plusy (złoto), ale i minusy (coraz więcej ciekawskich stworzeń pytających ją, skąd wzięła się w slumsach) – suma summarum oba się nawet równoważyły, przez co Ianthe generalnie nie narzekała, jednak bywały dni (jak dzisiaj), gdy wolałaby porządnie odpocząć zamiast pracować. Ostatni tydzień dał się jej mocno w kość, bo Król dzień w dzień przysyłał jakichś koleżków do zszycia, pan jeden wie, skąd ich brał, przez co niewiele spała. Gdy jeszcze dziś rano przyszła do niej sąsiadka, narzekając na gorączkę męża, nimfa była bliska wyrzucenia jej za drzwi. Jedynym, co ją powstrzymało, był mieszek ze złotem, którego ostatnio jej brakowało.
Przelała jeszcze kilka ostatnich kropel i zakorkowała fiolkę. Z gracją zeskakując z krzesła, zaczęła nucić pod nosem sobie tylko znaną piosenkę. Chciała już iść spać, aby w nocy móc ewentualnie przejść się po slumsach – już od dawna nie wychodziła wieczorem, przez co czuła się znudzona. Znajdzie tylko pelerynę, bez której nie ruszała się z domu, da ten przeklęty wywar sąsiadce i pójdzie do łóżka, aby w nocy w końcu się zrelaksować.
Usłyszała jakiś huk w pokoju tuż obok, gabinecie, z którego znajdowało się bezpośrednie wyjście na ulicę. Fiolka prawie wypadła jej z rąk – Ianthe przeklęła, bo mimo że lipca była częstym zielem, każdy eliksir był dla niej na wagę złota. Zdała sobie sprawę, że trzasnęły drzwi.
Czy Król znowu kogoś przysłał?, zastanawiała się, wyraźnie zaniepokojona. Nie, nie mógł nikogo przysłać, mówił jej, że to już byli wszyscy, że już może odpocząć, że na razie może odpocząć. Ale przecież nikt, kto jej nie znał, nie wpadłby bez zaproszenia. Chyba że sam Elias, ale pofatygowałby się do niej osobiście? Jeśli tak, to po co?
Odłożyła fiolkę i sięgnęła po najbliższy nożyk, jaki leżał na biurku obok. Zwykle używała go do krojenia owoców czy liści, ale od biedy nadałby się i do obrony. Otworzyła drzwi tak cicho, jak tylko umiała, i wystawiła powoli główkę. Właściwie ktoś z gabinetu najpierw zobaczyłby burzę jej poskręcanych włosów, a dopiero potem twarz.
W środku stał jakiś mężczyzna, na pewno wyższy od niej, z dziewczynką na rękach. Naraz w oczy rzuciły jej się dwie rzeczy – krew i jego twarz. Ianthe nie kojarzyła go z ulicy, czyli albo był tu nowy, albo umiał się świetnie ukryć. Wolałaby pierwszą opcję – druga oznaczała, że miał w sobie kapkę więcej inteligencji niż pozostali mieszkańcy slumsów, a to zwykle nie wychodziło jej na dobre.
Kim jesteś? – zapytała o paru sekundach, gdy już odpowiednio im się przyjrzała.
Był przystojny, to na pewno, od razu jej się spodobał i w duchu ucieszyła się, że to dziewczynka, a nie on, miała śmiertelne rany. Właśnie, rany – Ianthe już z tej odległości widziała, że mała raczej nie przeżyje zbyt długo. Nie miała pojęcia, skąd chłopak wiedział, że nimfa tu mieszka i zajmuje się lecznictwem, dlatego jeszcze nic nie powiedziała o ranach. Może akurat wpadł do pierwszego lepszego domu, a to, że ten dom okazał się jej domem, jest czystym przypadkiem.
Czy jesteś od Eliasa? – dopytała spokojnie, wysuwając się już w całości zza drzwi. Nadal jednak nie podchodziła zbyt blisko. Ponownie zawiesiła na nim oko, udając, że nie widzi ran małej. Miał pociągłą, tajemniczą twarz – Ianthe w życiu by nie powiedziała, że pochodził ze slumsów. – Kazał ci przyjść?
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 6:30 pm

Na co dzień panował nad swoimi myślami. Na co dzień nie pozwalał im tak swobodnie przebiegać przez jego umysł. Ale też na co dzień nie miał swojej umierającej siostry na rękach. I może to był ten moment, kiedy stracił czujność; kontrolę nad własnymi myślami. To był też moment, kiedy przerażenie zostało wyparte przez wściekłość. Nie patrzył na trzymaną na rękach siostrę, pędził za jej wskazówkami, a w umyśle już składał obietnice samemu sobie, że dowie się kto to zrobił i że tego kogoś spotka kara. Tak czy siak - planował tę osobę zabić. Nieważne jak długo będzie ustalał, kto za tym stoi. Na pewno był jakiś świadek zdarzenia, ktoś kto widział kogoś wchodzącego do tej konkretnej chaty. Ktoś musiał być. Ale te myśli szybko musiały ustąpić nowej sytuacji.
Modry przesunął spojrzeniem po całym pomieszczeniu, dość automatycznie zawieszając wzrok na przedmiotach, wyglądających na cenniejsze. Nie to, żeby już planował coś kraść, to chyba zwykłe przyzwyczajenie. Ktoś, kto przez lata żyje tylko z kradzionego, nie mógł tak po prostu wyłączyć pewnych instynktów. Nie zapomniał o tym, po co tu przybył, choć w zasadzie to nie wiedział, dlaczego Kawka go tu poprowadziła. O lekarzu słyszał tylko jednym, jednak gdyby lepiej się przyjrzeć i wwąchać to można by było stwierdzić, że rezyduje tu ktoś, kto para się alchemią. Albo po prostu ziołami. Może w takim razie chodziło o zioła lecznicze?
Spojrzał w dół, na Kawkę. Nie wyglądała za dobrze, obserwowała wszystko spod półprzymkniętych powiek, dalej dygocząc. To ona pierwsza zauważyła właścicielkę lokalu.
Blue Bird podniósł spojrzenie, kiedy usłyszał, że ktoś się zbliża. Gdzieś zgubił ten moment, w którym ktoś uchylał te drzwi, umknęło to jego słuchowi, a może postać miała wprawę w skradaniu się i nawet drzwi potrafiła tak cicho uchylić? Nie zastanawiał się teraz nad tym, miał tyle szczęścia, że postać się do niego nie podkradła, bo wtedy miałby wyrzuty do samego siebie, że na to jej pozwolił. To on się skradał jak mistrz!
Zawiesił wzrok na twarzy postaci i bezwiednie przechylił lekko głowę, podczas gdy jego spojrzenie lustrowało lico kobiety. Był to przyjemny dla oka widok, postać była bardzo ładna i stwierdził to ktoś, kto zwykle nie zwracał na to uwagi. W tej twarzy było coś, co sprawiło, że stał się spokojniejszy. Że na chwilę, na jedną krótką chwilę zapomniał o wszystkim dookoła, nawet o fakcie, że na rękach miał swoją umierającą, młodszą siostrę. Chyba też przy tym nie zdawał sobie sprawy, że jego oczy zabłyszczały się jak cielakowi. Po chwili jednak drgnął, celując wzrokiem w jakiś punkt ponad ramieniem postaci.
- Niech cię to nie obchodzi, kim jestem. - Burknął w pierwszej reakcji na jej słowa.
Dopiero potem jego umysł, który odpowiadał za trzeźwe myślenie, upomniał go, że nie był w pozycji, by kogoś prowokować swoją codzienną postawą gbura. Nieco po fakcie, ale na tyle szybko, że Modry zdołał się zreflektować, odchrząknąć nerwowo i dodać - N-Nie mam teraz na to czasu, zwykle wołają za mną Blue Bird. - Powiedział, nieco spokojniej niż poprzednio, ale wciąż dość cierpko. To, jak na niego wołali, nie było przecież żadną tajemnicą, a kobieta nie zapytała go o jego dokładne dane personalne, tylko kim jest. Podał jej chyba najłatwiejszą odpowiedź. Najbardziej neutralną. Bo był też złodziejem, gburem, mrukiem, awanturnikiem.
- To siostra mnie tu przyprowadziła - Wskazał ruchem głowy na Kawkę. - Bo najwyraźniej możesz jej pomóc. Nie wiem skąd ona o tym wie, ale skończmy pieprzenie głupot i pomóż jej. - Mruknął, dalej patrząc się w jakiś martwy punkt przed sobą. Kawka kaszlnęła, a raczej wypluła krew. Modry spojrzał na siostrę i powiedział. - Mam złoto.
Nie musiał się chwalić skąd ma złoto, pewnie jej to nie interesowało. Ważne, że miał czym zapłacić. A jeśli na odchodnym ją ograbi to już inna sprawa, po prostu wyrównają mu się wydatki i wpływy. Trzeba było być przedsiębiorczym.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 7:13 pm

Zganiła siebie w myślach, że zostawiła na wierzchu niektóre z rzadszych ziół. Zazwyczaj była do bólu zapobiegawcza i wszystkie pochowane miała w szafkach lub innych pokojach, bo dobrze wiedziała, czym w slumsach grozi chwalenie się cennymi przedmiotami, jednak ostatnie dni dały jej na tyle w kość, że zapomniała (i nie zdążyła) jeszcze posprzątać. Nikomu jeszcze nigdy nie udało się jej okraść – niewiele zresztą osób wpadło na ten pomysł, bo z zewnątrz chatka wyglądała na ubogą – Ianthe wątpiła też, aby mężczyzna w tym momencie akurat pomyślał o rabunku, skoro na rękach miał umierającą siostrę (chociaż… niektórzy bywają cwani i stosują przeróżne fortele, ale nimfa już stąd widziała, że rany były prawdziwe), jednak wolała dmuchać na zimne. Podeszła spokojnie w jego stronę, niby od niechcenia zgarniając szmatkę z ziołami, którą szybko zwinęła i włożyła za swój pasek.
Ponownie stanęła w bezpiecznej odległości i dopiero teraz na dłużej zawiesiła wzrok na dziewczynce. Była chuda i mała, ale z twarzy wyglądała na zdrową (to znaczy – przynajmniej do dzisiaj). Ianthe jednak od razu zauważyła, że nie było między nią a chłopakiem żadnego podobieństwa – miała zbyt delikatną urodę, podczas gdy rysy mężczyzny były o wiele ostrzejsze.
Krew z ran lała się niemiłosiernie i Ianthe wiedziała, że ma bardzo mało czasu, aby je zatamować. Kilka – lub kilkanaście, przez krew się nie dało odróżnić – ran kłutych, raczej od jakiegoś noża, sądząc po wielkości.
Ianthe nie dała małej żadnych szans, ale nie powiedziała tego głośno. Chłopak był ładny – nie chciała od razu go smucić.
Odłożyła ostrożnie nóż na tę samą szafkę, skąd wzięła zioła, choć gdy usłyszała burknięcie przybysza, zatrzymała jeszcze nad nim rękę. Zmrużyła z niezadowoleniem oczy, ale powstrzymała się od komentarza, że owszem, z kilku powodów musi ją obchodzić jego tożsamość. Czarnowłosy bąknął coś, co w jego języku może miało brzmieć jak przeprosiny.
Blue Bird? – powtórzyła, aby lepiej zapamiętać. To nie było nawet imię, ale nimfa miała to gdzieś. Od razu skojarzyła z przezwiskiem jego płaszcz, teraz ubrudzony od krwi, ale na co dzień pewnie cały niebieski. – W takim razie, Blue – nie chciało jej się dodawać drugiego członu, nie kwapiła się też, aby podać własne imię – połóż ją tam. – Wskazała na czyste i twarde łóżko. Je, na szczęście, zdołała oczyścić z krwi poprzednich pacjentów.
Gdy chłopak to zrobił, podeszła ostrożnie do pacjentki, kątem oka jednak obserwując, co robi Blue. Siostra go tu przyprowadziła, tak? Ianthe za nic nie mogła skojarzyć małej, ale prawda była taka, że na kobiety rzadko zwracała uwagę, chyba że coś od nich potrzebowała. Możliwe, że kiedyś, gdy miała wyjątkowo dobry humor, pomogła jej w czymś na ulicy, może dała jakąś borówkę, może się do niej uśmiechnęła, a ta mała postanowiła ją śledzić. Parę razy przyłapywała dzieci, gdy za nią szły, niezwykle ciekawe, co taka osoba robi w slumsach – zawsze je wtedy od siebie odganiała. Siostra Blue, oczywiście, nie była już dzieckiem, ale cholera wie, od jak dawna wie o profesji Ianthe.
Muszę zatamować krwotok. Odsuń się – powiedziała spokojnie, chociaż tak naprawdę chłopak jej nie przeszkadzał. Wolała po prostu nie stać za blisko, bo nadal węszyła podstęp. Będąc tuż przy łóżku, próbowała poznać jego zapach, ale czuła wyłącznie krew.
Sięgnęła pewnie do szafki po bandaże, ale gdy je wyjmowała, drugą rękę wyciągnęła w stronę Blue. Zauważając jego pytające spojrzenie, powiedziała tylko krótko:
Złoto. Ile? – nie chciała się rozgadywać, bo cała ta sytuacja wydawała jej się zbyt podejrzana. Oprócz bandaży wyjęła szybko jedną z wielu wstążek, jakie miała, oraz duże nożyczki, raz dwa związała włosy, chociaż wstążka ledwo je wszystkie naraz ogarnęła, i zajęła się rozcinaniem zakrwawionych ubrań małej. Ciągle czekając na złoto i kątem oka obserwując poczynania Blue, dodała jeszcze: – Tam w rogu jest niewielka beczka, w środku czysta woda. Obok leży miska, nabierz trochę i przynieś – rozkazywała szybko. Właściwie nie powinna marnować świeżej wody dla kogoś, kto i tak nie przeżyje, ale nie była w stanie mu odmówić – odezwała się w niej jej głupia, nimfia natura. Jedna czy dwie miski nie zaszkodzą.
Ciekawiło ją, kim dokładnie byli przybysze, jednak nie mogła podejrzeć ich aury tutaj i teraz, w ciągu dnia, bo Blue zobaczyłby zmianę w kolorze oczu. Może sam coś jeszcze powie, w końcu jest cały w nerwach, a ludzie w nerwach – jak zdążyła przez lata przekonać się Ianthe – potrafią wypaplać całkiem sporo.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 7:57 pm

Z umierającą siostrą na rękach jeszcze nigdy nie kradł. Potrafił coś zwinąć, kiedy miał obie ręce zajęte, ale zwykle to wymagało wprawy i finezji, a teraz nie za bardzo miał do tego głowę. Zresztą na ziołach niby się nie znał, nie wiedział co konkretny badyl daje, ale wizualnie potrafił wycenić co poniektóre gałązki i chaszcze. Sam nigdy ich nie zbierał, nawet gdy mijał jakieś rzadsze gatunki. Zresztą takie sytuacje miały miejsce nieczęsto bo on nieczęsto wypuszczał się na spacerki po lasach i polanach. To taki bardzo zajęty człowiek. Jak nie kradł to spał po kilkanaście godzin, a przy tym na tyle czujnie, by jeden z jego niezadowolonych przyjaciół od pożyczania pieniędzy nie mógł go zaskoczyć i zasztyletować. Kawka najwyraźniej nie miała tyle szczęścia. Tak czy inaczej, teraz nie zamierzał nawet przymierzać, czy potrafiłby coś zwinąć ze stołu, trzymając na rękach Kawkę. Za dużo działo się teraz w jego głowie, nie panował nad własnymi myślami, a to nie było pomocne przy kradzieży. Musiałby najpierw uspokoić swój umysł.
Jednym członem posługiwała się tylko Kawka, chociaż częściej zwracała się do niego po prostu Modry lub braciszku, kiedy czegoś potrzebowała lub coś przeskrobała. Dlatego zrobiło mu się jakoś dziwnie, słysząc tę uproszczoną wersję jego przezwiska. Nie wpłynęło to jednak na niego jakoś istotnie, po prostu spojrzał w kierunku postaci nieco zaskoczony. Nie potrafił teraz zachowywać na twarzy swojej standardowej wypranej z uczuć maski. Czuł, że teraz każda, nawet najmniejsza emocja odbija się na jego twarzy. I to mu się nie podobało. Nie podobało mu się to, że ktoś mógłby odczytać to, co on teraz czuje. Miał wrażenie, że za dużo się w nim teraz działo. Mierzył się z uczuciami, z którymi bardzo rzadko albo wcale nie miał styczności. Troska? Strach? Nie wiedział czym były, dlatego jeszcze trudniej było mu je znosić. Próbował je stłamsić samą wściekłością, zaadresowaną do oprawcy Kawki.
Ułożył siostrę z ostrożnością na wskazanym miejscu. Nie był pewien, czy na tym etapie w ogóle była jeszcze przytomna, ale słysząc jej drżący, niemiarowy oddech, wiedział, ze żyje. Jeszcze.
Nie odsunął się na komendę, nie będąc przy tym pewnym, czy zrobił to dlatego, że nie chciał odstępować siostry czy na złość postaci, która mu to polecenie wydała. Nawet nie drgnął, przynajmniej do momentu, w którym usłyszał jej kolejne słowa.
Sięgnął do mieszka, przytroczonego do jego pasa i zważył go w dłoni. Otrzymał go dzisiaj nad ranem, za opchnięcie paru interesujących przedmiotów. O ile pamiętał to było tam...
- Dwadzieścia złotych monet. - Mruknął, rzucając jej na dłoń woreczek z pieniędzmi. - Jako zaliczka, nie zapłacę ci więcej w ciemno. - Mruknął, marszcząc czoło. Jeszcze nigdy nie oddał komuś pieniędzy z taką łatwością. Bez komentarza, bez marudzenia, bez prób targowania się. Zresztą to było głupie pytanie - ile? Ile był w stanie zapłacić za życie Kawki? Byłby w stanie oddać wszystko co ma, i właśnie to sobie uświadomił, kiedy słowa kobiety pytające o ilość odbiły się echem w jego umyśle. Kawka była jedyną bliską mu osobą, w zasadzie jedyną, której pozwalał być blisko. Tylko jej ufał, tylko do niej żywił jakieś pozytywne uczucia i tylko ona potrafiła sprawić, że w jego umyśle teraz panował chaos, tworzyła się wybuchowa mieszanka tych złych emocji.
Słysząc jej polecenie, Blue Bird w pierwszej kolejności ściągnął swój znak rozpoznawczy, swój niebieski płaszcz i przewiesił go przez losowy mebel, a potem bez słowa skierował swoje kroki we wskazanym kierunku, by tam napełnić miskę wodą i by z tym naczyniem powrócić do kobiety.
Przez cały ten czas, od momentu gdy wlepił wzrok w twarz postaci, unikał spoglądania na nią. Wtedy poczuł się jakoś dziwnie, całkowicie nieswojo i nie chciał sobie dokładać kłopotów. A co jeśli kobieta miała na sobie jakąś klątwę i od patrzenia na nią mógł się pochorować? Może to dlatego coś ścisnęło jego żołądek, kiedy zobaczył jej twarz. Tak, to na pewno było to. Była tknięta klątwą i samo spojrzenie na nią wywoływało niestrawność. Jeszcze tego by mu brakowało.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 8:54 pm

Nie miała zamiaru pytać, gdzie i przez kogo dziewczyna nabawiła się takich ran, bo dobrze wiedziała, że w slumsach wszystko jest możliwe i nawet niemowlaki potrafią być karane za przewinienia rodziców. Teraz też pomyślała, że małą pewnie dorwał ktoś, kto miał na pieńku z Blue. Przypadkowy prześladowca zamiast dźgać nożem pewnie zaciągnąłby ją do rogu i zgwałcił, a po ubraniach widać było, że nikt tego nie robił. Co prawda nie widziała jeszcze żadnej dziewczynki w aż takim stanie, ale w sumie nie było dla niej różnicy, ile lat lub jaką płeć miał ktoś, kogo łatała.
Widziała, że chłopak usilnie stara się nad sobą zapanować i nie okazywać emocji. Nawet chciała powiedzieć mu coś miłego, żeby go pocieszyć, ale po pierwsze, w pocieszaniu nadal nie była zbyt dobra, a sam uśmiech na pewno by nie wystarczył, a po drugie – nic pozytywnego nie przychodziło jej na myśl. Kiedy na prędko pocięła brudne ubrania małej, przy okazji maczając własne dłonie w krwi, ujrzała już dokładnie, jak wyglądało drobne ciało siostry Blue. Naliczyła osiem ran, wszystkie głębokie i krwawiące, o dziwo żadna w okolicy serca, ale wątroba i prawe płuco na pewno ucierpiały. Nie przeżyje do jutra, upewniła się po raz enty w myślach Ianthe, ale mimo wszystko nadal postanowiła ją ratować. Takiego krwotoku wewnętrznego nie powstrzymałby żaden z lekarzy świata.
Wydęła lekko usta w niezadowoleniu, gdy Blue się nie odsunął, nawet nie konkretnie dlatego, że jej nie posłuchał, ale ponieważ nadal się go obawiała. Troszczył się o tę małą, to pewne, ale jego niektóre z wcześniejszych komentarzy były zjadliwe i nieznośne – wobec samej Ianthe, mimo że przyszedł do niej po pomoc, z pewnością był nastawiony pozytywnie. Nimfa już wiedziała, że wolałaby na niego patrzeć tylko z daleka. Miał w oczach coś, co sprawiało, że czuła się zagrożona. Gdy dziewczyna już umrze, co jeśli ten w wściekłości rzuci się na Ianthe i ją także zabije? Najada nie chciała wykorzystywać na nim swojej nimfiej mocy, ale w takiej sytuacji by musiała. Żal by jej było śmierci kolejnego ładnego stworzenia.
Złapała sprawnie sakiewkę i nawet nie spojrzała do środka. Nie powiedziała, że to zdecydowanie za mało – uratowanie życia tej małej (gdyby, oczywiście, było możliwe) kosztowałoby przynajmniej sto złotych monet, bo po zatamowaniu krwotoku Ianthe musiałaby użyć naparu z nagietka, i to dużo, a następnie jeszcze zszyć rany. Zatknęła mieszek za pas, tak jak zrobiła to wcześniej z ziołami. Mruknęła tylko coś niezrozumiałego w odpowiedzi, słysząc o zaliczce. To oznaczało, że nie miał przy sobie już więcej monet.
Zarejestrowała, że rzucił płaszcz na krzesło, nie wiedziała po co, ale nie dopytywała. Uświadomiła sobie jednak coś innego, gdy znowu spojrzała na plamy krwi na ubraniu:
Była zdrowa? – zapytała, uciskając dwie rany naraz. Nie patrzyła już na niego. – Czy miała jakieś zakażenie? Czy masz jakąś ranę, przez którą mogłeś mieć kontakt z krwią? – pytała beznamiętnie, nieświadoma, że właśnie sugeruje mu, że jego siostra mogła chorować na jakąś zarazę. Dla Ianthe nie wyglądała na taką, ale w slumsach tak naprawdę mało kto był zdrowy. Były to pytania czysto zawodowe, jak nazwałby je nimfa. Zaczęła już myśleć w przód – nawet trochę się obawiała, że chłopak mógłby coś złapać.
Zanim jednak uzyskała odpowiedź, przeklęła pod nosem, widząc, że nie wyrabia z krwotokiem. Szybko przejęła od Blue miskę i jedną ręką zaczęła przecierać okolicę wokół ran, a drugą przykładała bandaż.
Musisz mi pomóc. Weź bandaże, uciskaj rany, nie dam rady zatamować naraz wszystkich. Tylko nie za mocno. Robiłeś to już kiedyś? – dodała w obawach, że chłopak w przypływie emocji może wykorzystać całą swoją siłę i jeszcze zgnieść któryś z narządów. Spotkała się z nim wzrokiem i zobaczyła, że patrzył na nią z niechęcią. Czyli jednak nie przepuści jej nieuratowania siostry.
Spojrzała na twarz dziewczynki – oddychała coraz wolniej i płycej, Ianthe wiedziała, że ją tracili. Nie miała już chyba nawet kontaktu z rzeczywistością, a przynajmniej po jej oczach nimfa widziała, że była już gdzie indziej. Z uporem zamoczyła jednak jeszcze raz szmatkę w – już brudnej od krwi – wodzie i przetarła kolejną ranę.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 9:36 pm

Blue Bird nawet gdyby miał przy sobie więcej pieniędzy to nie rzuciłby od razu wszystkich kobiecie. Nie zamierzał płacić jej z góry, bo potem zrobiłoby się nieprzyjemnie gdyby ona nie wywiązała się ze swojej części umowy. Nie zamierzał też jej płacić za "próbę uratowania Kawki". Zapłaciłby jej ile trzeba za uratowanie Kawki. Nawet gdyby miał spędzić całe dnie i noce na karkołomnych akcjach związanych z kradzieżą to by to zrobił. Nie oszukałby lekarza, który uratowałby jego siostrę. Były sprawy, w których Blue Bird prawdopodobnie zachowałby się z godnością, ale tego nie można było być pewnym. Bo jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji, nigdy nie był postawiony pod ścianę i nigdy życie jego siostry nie było zagrożone. Cała ta sytuacja była dla niego zupełnie nowa i nie wiedział jak ma się zachować. I pewnie dlatego tak słabo panował nad sobą, nad swoimi emocjami. Nawet nie wiedział, że potrafi czuć takie rzeczy, jak teraz.
Modry pozbawił się płaszcza, by usprawnić swoje działania. Rzadko kiedy rozstawał się z tym elementem ubioru, nawet kiedy akurat kogoś z czegoś oskubywał, ale teraz potrzebował pełnego zakresu ruchów by działać szybciej. Bo chodziło o czas, doskonale sobie zdawał sprawę, choć lekarzem nie był, że Kawka nie miała go zbyt wiele i należało działać prędko. Dlatego z misą napełnioną wodą zmaterializował się u boku kobiety w parę sekund. Przynajmniej nie będzie miał sobie nic do zarzucenia, gdyby nie udało się uratować Kawki. Jego umysł dopuszczał taką ewentualność, bo choć sytuacja była nowa, to wciąż myślał trzeźwo. Przynajmniej na tyle, żeby mieć świadomość, że istnieje scenariusz, w którym nie udaje się uratować Kawki. Tym bardziej przekonał się do tego, kiedy zobaczył wszystkie rany. Ktoś musiał być bardzo, ale to bardzo zły, skoro dźgnął piętnasto czy szesnastolatkę aż osiem razy. Przecież Kawka była uosobieniem niewinności, jeszcze nigdy nikomu za skórę nie zaszła. Nie miała wrogów. Blue Bird był przekonany, że to jego znajomi zaatakowali dziewczynkę, w złości, że nie udało się go tam zastać. Wiedział też, ze teraz jego kryjówka była spalona, toteż do izby nie bardzo mógł teraz wrócić. Pewnie będzie szukał nowego lokum, a szkoda, bo czynsz płacił z góry a miesiąc nawet nie był za połową.
Był przekonany, że Kawka była zdrowa. Przez te wszystkie lata dbał o nią kosztem własnego zdrowia i nerwów; pilnował by zawsze miała lekarstwa i eliksiry. Gdyby nabawiła się jakiegoś syfa, to najprawdopodobniej by o tym wiedział, zauważyłby że coś nie tak. Na punkcie dziewczynki był bardzo wyczulony. W zasadzie Kawka była jedyną bliską mu osobą, jedyną której zaufał. Była jego rodziną. I choć Blue Bird był na ogół zimnym, bezczelnym, nieczułym dupkiem, to miał też swoją słabość i była nią Kawka. Jedyna osoba, którą... lubił? Jedyna osoba, o którą się troszczył. Nawet bardziej niż o siebie.
Czy on kiedykolwiek ratował komuś życie? Nie, nigdy. Nie potrafił pewnie tego zrobić, nigdy nie próbował. Nie miał kogo ratować, a do tej pory Kawce nie trzeba było pomagać. Wiedział jednak jak ma uciskać rany, by zatamować krwawienie. Prowadził dość niebezpieczny tryb życie i niejedną głęboką ranę miał na koncie. Jednak wylizał się z każdej z nich, a to by znaczyło, że coś tam potrafił.
Bez słowa zabrał się do roboty. Blue Bird nigdy zbyt wiele nie mówił, a przy okazji wchodząc tu zużył chyba swój dzienny limit słów.
W ogóle nie patrzył na lekarkę, nie spojrzał jej w oczy ani razu od tamtego momentu. Zawsze celował wzrokiem gdzieś obok, nigdy prosto w nią. Sprawiała, że czuł się nieswojo, nie bardzo rozumiał co za tym stało. Dalej zrzucał to na jakąś klątwę lub coś w tym rodzaju. Ale dla własnego bezpieczeństwa i komfortu wolał nie patrzeć na nią, skoro nie było to takie konieczne.
Mimo całego swojego zaangażowania widział, jak z jego siostry uchodzi z życie i nie minęło wiele czasu, kiedy jego umysł zakomunikował mu, że Kawka już pewnie nie żyje. Dopiero wtedy spojrzał na twarz lekarki, jak gdyby szukając u niej jakiegokolwiek potwierdzenia. Przeniósł wzrok na Kawkę. Dziewczynka po prostu przestała dygotać i leżała całkowicie spokojnie. Teraz przynajmniej nie wyglądała jakby cierpiała. Blue Bird nie rzucił się na jej ciało ze szlochem, nie wpadł w szał ani tym bardziej nie skoczył na lekarkę by ją udusić za to, że nie uratowała jego siostry. Życie nauczyło go, że bliscy odchodzą. Że nie ma tylko dobrych scenariuszy.
Zresztą, wraz ze śmiercią Kawki umarły także jego emocje. Te wszystkie emocje, które kotłowały się w jego głowie. Wszystkie te uczucia jak troska czy zmartwienie. To wszystko odpłynęło z ostatnim oddechem Kawki. Jego twarz odzyskała naturalny dla niego wyraz. A raczej całkowity jego brak. Nie dało się stwierdzić czy wewnątrz był raczej rozczarowany, smutny czy może wściekły. Cała jego kontrola nad myślami powróciła, kiedy emocje nie miały się już kogo tyczyć.
Ściągnął po prostu swoje dłonie z ciała dziewczynki i wypuścił z siebie powietrze, odsuwając się od stołu. Kawka była jedynym dotychczas zapalnikiem dla jego emocji; dlatego teraz jak umarła to absolutnie nic się z nim nie działo. Jakby wszystko wygasło. Może to i dobrze? Przynajmniej szczęśliwie dla potajemnego lekarza.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 10:13 pm

Zazwyczaj ludzie w takich sytuacjach mówili dużo i chaotycznie, dlatego Ianthe nie była przyzwyczajona do ciszy, w jakiej wspólnie z Blue próbowali ratować życie małej. Mimo że nie próbowała patrzeć na jego aurę, aż czuła, jak się w nim wszystko gotowało i jak targały nim teraz emocje. Po cichu nawet dała mu plusa za to, jak sobie radził z umierającą siostrą. Owszem, wdziała, że był bliski wybuchu, ale miała porównanie do innych pacjentów, którzy na tym etapie zazwyczaj cali drżeli, byli zalani łzami i – co najgorsze – zamiast pomagać szkodzili. Blue tymczasem sprawnie pomagał jej uciskać rany, nawet jeśli już czuł – bo chyba tak było, Ianthe domyślała się, że i on nie miał złudzeń – że to niewiele da.
Nie miała pojęcia, jak to jest stracić kogoś bliskiego. Miała siostrę, nawet nie jedną, ba, miała setki, pewnie nawet tysiące sióstr, ale wszystkich nie znosiła – a przynajmniej tych, z którymi kiedyś żyła. Nigdy jednak nie zżyła się z nikim – ani z nimfą, ani z człowiekiem, ani z istotą innej rasy – na tyle, aby faktycznie zabrakło jej czyjejś obecności. Chyba nawet nigdy nie próbowała znaleźć kogoś takiego – dlatego to właśnie pocieszanie po śmierci było w jej mniemaniu najgorszą robotą, sto razy bardziej wolała łatać rany, wyjmować twarde pręty z ciała czy leczyć gorączki.
Również nie patrzyła na mężczyznę, póki nie uświadomiła sobie, że nie może już usłyszeć żadnego świstu z ust dziewczyny. Nie chcąc jednak jeszcze dawać za wygraną, przesunęła dłonie w okolice serca, mając nadzieję, że wyczuje przynajmniej słabe bicie. Nic. Pustka. Spróbowała jeszcze raz – tym razem schwyciła cieniutką dłoń i próbowała wyczuć puls.
Mała nie żyła i nic już nie dało się zrobić.
Nimfa spuściła swoje zakrwawione dłonie i podniosła głowę, aby napotkać wzrok Blue. Udręczony, wymęczony i – przez moment miała takie wrażenie – pełen emocji, zupełne przeciwieństwo tego, którym patrzył na nią wcześniej, gdy widział w niej wroga. Na Ianthe nikt by tak nigdy nie spojrzał, gdyby nagle umarła. Poczuła lekkie uczucie zazdrości wobec ludzi i ich relacji, a zwłaszcza wobec małej martwej dziewczynki leżącej tuż pod nią.
Chłopak szybko się jednak otrząsnął i już po chwili patrzył na nią wyzuty z emocji, ponownie patrzący na nią tak, jakby była winna jej śmierci – a przynajmniej Ianthe odniosła takie wrażenie.
Przykro mi… – powiedziała tylko, wiedząc, że w tym wypadku wylewność na pewno nie byłaby na miejscu. Westchnęła, zaciskając własne dłonie i patrząc na krew. – Oczyszczę jej ciało z krwi – zaproponowała po chwili niezręcznego milczenia. – Będziesz mógł ją zabrać i… należycie pochować. – Głos ugrzązł jej w gardle, gdy to mówiła, bo uświadomiła sobie, że nie miała bladego pojęcia, gdzie można pochować dziewczynkę. Gdy Elias przysyłał jej kogoś, kto miał zginąć, kazał pozbywać się ciała tak, aby nikt go potem nie znalazł. Ianthe zazwyczaj wrzucała je więc do wody, a raczej przyczepiała do czegoś na dnie, by trochę minęło, zanim wypłynie na wierzch.
Od razu sięgnęła po miskę z wodą i już chciała zanurzyć w niej szmatkę, ale uświadomiła sobie, że przecież wszystko, jej dłonie, głupia szmatka, woda, miska, stół, było całe we krwi. Jak niby chciała umyć biedaczkę?
Szybkim krokiem i nie patrząc na Blue, sunęła więc w stronę beczki. Sięgnęła po inne naczynie, nabrała wody i zaczęła szorować ręce. Nie słyszała, żeby chłopak gdziekolwiek się ruszył, więc odetchnęła z ulgą. Nadal bała się, że będzie chciał ją zaatakować.
Gdy ręce miała już czyste, znowu nabrała świeżej wody, wyjęła jakąś czystą szmatkę (chyba ostatnią, jaką miała) i wróciła do Blue. Zanim jednak zaczęła przemywać ciało, zawahała się. Sięgnęła za pas i wyjęła sakiewkę.
Weź je – powiedziała, mimo że potrzebowała pieniędzy – użyłam tylko wody i bandaży, nie potrzebuję więc złota. Pochowasz ją za to godnie.
I od razu wepchnęła mu pieniądze w dłoń. Chciała przez moment nawet uścisnąć jego ramię, tak w ramach pocieszenia, po ludzku, jak często robią to lekarze, ale znowu napotkała ten wrogi wzrok, więc od razu się cofnęła i zabrała do przemywania małej.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyNie Wrz 16, 2018 11:37 pm

Mierzył się tego dnia cały czas z nowymi sytuacjami. Pierw poznał emocje, których nie spodziewał się całkowicie, a teraz musiał zmierzyć się z faktem, że Kawka nie żyła. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie lubił się uzewnętrzniać i zwykle unikał tego jak ognia, nie było po nim nic widać. Nie uronił łzy, nie rzucał oskarżeniami, nie lamentował. Po prostu stał i wpatrywał się w martwe, nieruchome ciało swojej swojej siostry. Jej oczy, które do tej pory były pełne życia, były teraz całkowicie zamknięte, jak gdyby po prostu zasnęła a nie odeszła. I gdyby nie pozostawał w trzeźwości umysłu to prawdopodobnie właśnie to by sobie wmawiał. Ale on wiedział, że jej już tutaj nie było. Ta świadomość spadła na jego łeb jak wielka, betonowa płyta i jednym takim uderzeniem przywróciła go do poprzedniego stanu; do stanu gdzie wyłącza w sobie jakiekolwiek pozytywne emocje, bo takie tylko pojawiały się gdy w pobliżu była Kawka. A teraz jej nie było. I już nie będzie. I chyba tylko tyle się w nim zmieniło po śmierci dziewczyny. Zabrakło tego zapalnika dla pozytywnych emocji i uczuć i został teraz Blue z wydrylowaną dobrą stroną. Choć dla codzienności to mała zmiana, bo jednak nikt nie widział go po tej dobrej stronie relacji.
Zerknął na nią, gdy usłyszał od niej te słowa, które zwykle mówiło się na pocieszenie. Często je słyszał, ale nigdy w takiej sytuacji. Kawka często mówiła, że jej przykro, widząc jak jej brat wraca do Izby z kolejnymi ranami. On był do tego przyzwyczajony, w końcu nie dało się mieć życia złodzieja bez liczenia się z tym, że od czasu do czasu ktoś da mu popalić. Zawsze wtedy jej powtarzał, że nie ma się czym przejmować. Że to niepotrzebne. Teraz też to było niepotrzebne, tym bardziej, że miał wrażenie, że kobieta nie przejmowała się tym zajściem tak bardzo tylko powiedziała to, co wypadało. Mógł się mylić, nie był najlepszy w rozstrzyganiu kto ma jakie podejście do niego.
Spojrzał na wręczony mu mieszek, a potem na tamtą postać. Krótko, dość przelotnie, bo wciąż czuł się dziwnie, kiedy jej się przyglądał. I chyba nie chodziło o to, że była ładna. Blue Bird rzadko zwracał uwagę na tego typu atuty, chociaż nigdy nimi nie gardził. Parę razy zakręcił się przy jakiejś ładniejszej, ale nigdy nie za długo. Zwykle było to na jedną noc by rano złamać serce i zniknąć. Nie wykorzystując nawet do tego jego bomby dymnej. Po prostu wymykał się skoro świt, kiedy druga osoba była zmożona snem.
- Należycie pochować. Mhm. - Odezwał się, unosząc lekko brew, gdy swój wzrok utkwił w martwym ciele siostry. To było znacznie łatwiejsze, niż patrzenie w oczy jego rozmówcy. On już wiedział gdzie i jak pochowa swoją siostrę. Nie dostanie ona marmurowego grobowca, a zwykły dół pośrodku lasu i tabliczkę. Blue Bird nie zamierzał się rozprawiać nad przeszłością, nawet jeśli ta przeszłość odcisnęła na nim takie piętno. Nawet jeśli przez tę przeszłość miał okazję pobyć kimś innym niż wypranym z uczuć kamieniem, takim jakim był właśnie teraz. A może po prostu był w szoku.
Nie zamierzał wciskać jej z powrotem pieniędzy. Nie było to w jego stylu, szanował swoje pieniądze i nie bawił się w pieniężne przepychanki. Musiałby być głupi. Przytroczył sakiewkę do pasa przy spodniach, a potem sam, z własnej woli przeniósł spojrzenie na twarz kobiety. Gdzie miał wrażenie, że jej oczy były jakąś pułapką, bo zdawało mu się, że odciągają go od rzeczywistości. A on przecież twardo stąpał po ziemi. Cała ta grobowa oprawa nie wpływała na niego już teraz w żaden sposób. Śmierć była i będzie, nie była dla niego niczym wyjątkowym. Ani też czymś, czemu musiałby poświęcać więcej uwagi.
- Nie przedstawiłaś się. - Stwierdził, wbijając w nią swoje twarde, beznamiętne spojrzenie; Nie to, żeby to było dla niego jakieś istotne, ale wolałby wiedzieć komu ma słabą rekomendację wystawić na dzielnicy. Lekarz, który zabija.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 12:11 am

Nie przejmowała się, czy zabrzmiała dla niego fałszywie, czy nie, chociaż podejrzewała, że tak – to właściwie była prawda, że nie do końca jej było przykro. Nie bolała nad dziewczyną, bo ta przynajmniej się już nie męczyła, zresztą – co za życie czekałoby ją w slumsach, gdy dorośnie? Praca w karczmie, burdel czy jakaś służąca na usługach w najbliższym mieście. Ludziom, którzy stąd pochodzili, niełatwo było wyjechać – nie mieli nawet za co.
Bardziej jej było żal jego udręczonej twarzy i o dziwo, samej siebie. Nie lubiła zawodzić w takich sytuacjach, nie lubiła zabijać kogoś, kogo nie chciała. Nie, chwila – Ianthe nie zabiła tej dziewczyny, bez względu na to, jak uporczywie i nieznośnie mówiły jej o tym oczy Blue.
W duchu się ucieszyła, że nie próbował jej oddać pieniędzy, bo nie była dobra we wzajemnych pseudo-uprzejmościach typu ależ weź, proszę, należy ci się. Nie, absolutnie, nie wezmę, po co mi to. Odbije się jeszcze na kimś, jakiejś głupiej sąsiadce czy zapijaczonym zboczeńcu, takich ludzi nie było jej szkoda.
Nie bardzo wiedziała, jak się zachować przy Blue. Zazwyczaj ktoś w takiej sytuacji przynajmniej płakał, pytał jej, co teraz robić, prosił o chwilę samotności, cokolwiek – po prostu okazywał nadal emocje. A on? Nic. Na pewno był człowiekiem? Ianthe zlustrowała go wzrokiem, ale od razu stwierdziła, że nie mógł należeć do jakiejkolwiek innej rasy. Ludzie w jej mniemaniu charakteryzowali się tym, że byli uczuciowi, wybuchowi, potrafiła z nich czytać jak z otwartej księgi bez używania mocy. Cóż, chyba będzie musiała nieco zmienić poglądy.
Mogę dla niej znaleźć jakieś ubranie – zaproponowała w końcu – aby… wiesz… nie leżała w tych zakrwawionych… czy naga... – Nie była przekonana, czy chłopak w ogóle pomyślałby o czymś takim. Ukradkiem zerknęła na jego płaszcz. Nie, z tym na pewno by jej nie pochował, Ianthe mogła to wyczuć nawet już teraz.
Nie ruszyła się jednak po żadną szatę, a jedynie nadal spokojnie obmywała delikatne ciało z krwi. Aby przynieść cokolwiek, musiałaby go zostawić tutaj samego, a to jej się nie uśmiechało. Z drugiej strony nie chciała też brać go ze sobą na dom – jeszcze nikt nie widział jej innych pokojów.
Skrzyżowała z nim spojrzenia, gdy zapytał o imię, i twardo nie spuszczała wzroku. Jego oczy nie dawały jej spokoju, były niesamowicie szare, idealnie pasowały do kogoś cynicznego i wypranego z emocji. Jednocześnie miały piękny kształt.
Myślałam, że wiesz, skoro tu trafiłeś, trafiliście – poprawiła się i wzięła głęboki wdech. Siostra nie zdążyła mu powiedzieć, do kogo ma ją prowadzić? – Mam na imię Ida – powiedziała w końcu. Jej prawdziwe imię, jak i tożsamość znała tylko jedna osoba w slumsach. Nazwiska żadnego nigdy sobie nie wymyśliła, zresztą Ida i tak była lepsza od Blue. To przynajmniej prawdziwe imię.
Powiedz mi, skąd ona – zawahała się, bo nie znała imienia małej – twoja siostra wiedziała, że tu jestem i… – miała zamiar powiedzieć i że mogę jej pomóc, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Doprawdy, wspaniale pomogła – i że jestem tym, kim jestem – zakończyła więc bezpiecznie, nadal niepewna, co Blue o niej wiedział, a czego nie. – Czy jesteście stąd? – dopytała jeszcze, nie mogąc opanować ciekawości. Wychowali się oboje w slumsach? Czy tylko byli tu przypadkiem?
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 12:42 am

Nikt go nigdy nie nauczył okazywać uczuć czy nawet krótkotrwałych emocji. Odkąd pamiętał był sam, a wszystko to, czego doświadczał wiązało się bardziej z tymi mało przyjemnymi odczuciami. Już samo to, że jego matka go nie kochała było wystarczające. Owszem, zajmowała się nim, ale chyba tylko z psiego obowiązku aby nie mieć potem wyrzutów, że zabiła małe dziecko. Ale ledwie Blue Bird nauczył sie w miarę decydować o tym, co zrobi - straciła całkowicie zainteresowanie nim. Karmiła od czasu do czasu i dawała miejsce do snu. To tyle. Blue Bird musiał sam sobie radzić, a samo mieszkanie i wychowywanie się w slumsach nie buduje jakichś przyjemnych wspomnień. Wobec czego cała jego historia to pasmo goryczy i nieprzyjemnych zdarzeń. Mimo to - nigdy się nad tym nie użalał. Przyjmował to, co dawał mu los i nie psioczył. Żył i to było istotne. Bo mimo tego, że cały ten jego żywot był do dupy, to doceniał go. Za to, że w ogóle miał prawo istnienia. I to tyle. Nie zamierzał tego tak po prostu sobie odbierać bo było ciężko. Nie zamierzał też komukolwiek odebrać to jego życie. Złe, do dupy, paskudne, ale było. I to należało szanować. Przynajmniej była ta świadomość, że ma w sobie chociaż trochę pokory.
Był dość mocno związany z Kawką, ale teraz gdy umarła - po prostu zniknęła z jego umysłu. Nigdy nie pochowałby jej we własnym płaszczu. To była jego część, był z nim dość związany. Mieli za sobą mnóstwo lat i misji. Niby dziwne, że przywiązał się do kawałka odzieży. Ale odzież przynajmniej nie czuła, nie mogła skrzywdzić ani oszukać.
- Nie potrzeba. - Mruknął tylko w odpowiedzi na jej propozycję.
Trzeba było w ogóle martwić się ubiorem kogoś, kogo się zaraz wrzuci do dziury w ziemi? To w ogóle było istotne? Przecież to nie tak, że miałaby nagle wstać i wyjść na spacer wśród ludzi, żeby ich zgorszyć. W tym dole miała leżeć i to przez lata. Nie widział sensu w przebieraniu jej, no i nie wiedział, że tak powinno się robić.
Siostra nie zdążyła mu powiedzieć dokąd go prowadzi, do kogo, ani tym bardziej kto ją tak załatwił. Zresztą, pokonując sprintem cały ten dystans, nawet nie miał okazji by o to wszystko pytać. A wcześniej nie chciał przedłużać, bo marnowałby tylko istotny czas. Teraz jednak odczuwał brak jednej informacji. A mianowicie tego, kto śmiał zasztyletować jego siostrę. Nie to, żeby Blue Bird był jakimś chojrakiem i miał zamiar stawać do uczciwej walki o honor siostry. Ale z chęcią poderżnąłby takiej osobie gardło podczas jej snu.
Nie wciągnął się w rozmowę o tym, czy siostra mu faktycznie powiedziała czy nie, bo skoro pytał to najwyraźniej nie powiedziała. Nie powiedział też, że milo było ją poznać, bo oboje stali nad trupem jego siostry i takie średnie okoliczności do zapoznawania się. Oprawa jakaś taka mało sprzyjająca nawiązywaniu znajomości. A przy okazji Blue Bird bardzo małą uwagę przykładał do tego. Nie zależało mu na poznawaniu nowych osób, na wdawanie się z nimi w przyjacielskie pogaduszki. Zawsze wychodził z założenia, że danej osoby już nigdy i tak nie zobaczy. Lub przynajmniej, że nie będzie musiał wdawać się w pogaduszki przy następnym spotkaniu.
Ida. Nigdy o niej nie słyszał, nigdy wcześniej jej nie widział, a może to dlatego, że mało uwagi przywiązywał do przechodniów. Chociaż nie, coś mu podpowiadało, że ją na pewno by zapamiętał. Było w niej coś, co już teraz wwierciło mu się w umysł, dając mu do zrozumienia, że za szybko nie zapomni tej postaci. I może dlatego spytał ją o imię? Może to było dla spokoju jego umysłów, w którym gdzieś głęboko, z tyłu coś go podżegało do zdobycia tej, jakże cennej informacji.
Wzruszył barkami na jej pytanie. Nie wiedział, skąd Kawka miała taką informację. Ale Kawka od jakiegoś czasu chodziła własnymi ścieżkami, wychodziła na rynek sprzedawać swoje dzieła i może tam ktoś jej coś szepnął; Nie miał pojęcia skąd jego siostra wiedziała, gdzie szukać potajemnego lekarza.
Przewrócił stalowoszarymi ślepiami, słysząc kolejne pytanie.
- Oboje urodzeni i wychowani w malowniczych slumsach. - Odpowiedział jej, czując że już mocno nadszarpnął swój limit słów wypowiedzianych do nieznajomego lub nieznajomej. Zwykle to wszystko sprowadzało się do mruknięć, prychnięć czy wzruszania ramionami. - Czy to koniec wywiadu wstępnego?
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 1:32 am

Nie próbowała dłużej namawiać na inne ubranie – to w końcu Blue decydował, nie będzie rozporządzała ciałem dziewczynki, której imienia nawet nie znała. Mała i tak będzie miała szczęście w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy ginęli na tym łóżku – ktoś ją po ludzku zakopie w ziemi, a nie rzuci rybom na pożarcie.
Ianthe właściwie nie wiedziała, czy powinna coś jeszcze jako lekarz zrobić dla dziewczynki. W slumsach nie było żadnych oficjalnych procedur, tutaj nikt się z niczym nie liczył – można było zabić człowieka na środku ulicy i jeśli tylko było się odpowiednio silnym i cwanym, to nie ponosiło się z tego żadnych konsekwencji. Pewnie nawet drugi lekarz, ten kot, nie przejmował się tym, gdzie trafiali jego zmarli pacjenci.
Skończyła obmywać ciało małej i przyjrzała się uważnie jej twarzy. Cały czas myślała o niej jak o dziecku, ale przecież ta miała już kilkanaście lat, pewnie zaczynała właśnie żyć pełnią życia. Odgarnęła jej delikatnie mokre włosy z twarzy i postanowiła, że w ramach zadośćuczynienia, że nie udało jej się utrzymać tego kruchego istnienia, ładnie je ułoży. Nie czuła się w obowiązku robić pięknej fryzury, nie, aż tak Ianthe nie potrafiła współczuć dziewczynie – zaczęła jedynie przeczesywać jej włosy swoimi palcami. Starała się jakoś przegnać tę wodę z jej czupryny, ale nie chciała wzbudzić żadnych podejrzeć przy Blue, więc robiła to bardzo powoli i subtelnie. Zauważyła w niektórych kosmykach resztki jakiejś niebieskiej farby. A więc malowała? Nimfa spróbowała sobie przypomnieć, czy znała jakąkolwiek malarkę ze slumsów. To zdecydowanie nie było miejsce dla artystów, ale ktoś w jej wieku mógł jeszcze o tym nie wiedzieć, a póki się nie wiedziało, z pewnością było o wiele łatwiej.
Albo właściwie... Kiedyś minęła jakąś dziewczynkę (chociaż wtedy Ianthe nawet nie przyglądała się, jakiej płci było to-to) na ulicy. Ta zapytała, czy mogłaby ją namalować, ale nimfa jedynie zaśmiała się uprzejmie i poszła dalej, nieco zaniepokojona, że ktoś mimo peleryny zwrócił uwagę na jej twarz. Ale kiedy to było? Miesiąc temu, dwa? Pół roku? Zresztą to wcale nie musiała być ona, to było zbyt dawno. Chyba nie tak długo po tym, gdy osiadła w slumsach.
Odsunęła się w końcu od ciała małej, dając do zrozumienia, że Blue może już robić, co chce. Korciło ją, żeby jeszcze zapytać, dlaczego nie poszli do kota, ale przypomniała sobie, że chciał (a raczej – przez moment musiał) jej dać tylko dwadzieścia sztuk złota. Kocur, prawda, nie był pazerny, ale nawet dla najtańszego i najgorszego lekarza to było za mało, gdyby faktycznie życie małej było do odratowania.
Zwęziła oczy, słysząc jego szorstką odpowiedź. Zazwyczaj ludzie byli wobec niej mili i to ona musiała ucinać pogaduchy. Tym razem było odwrotnie – to stawiało ją w nowej sytuacji. Zaczęła się zastanawiać, czy Blue okaże się dla niej na tyle niebezpieczny, że będzie musiała zmienić lokum. Nie chciałaby go zabijać tylko dlatego, że wie, gdzie ta mieszka. Gdyby był nieco milej do niej nastawiony, może i by próbowała coś przebąknąć o tym, aby nikomu nie mówił, co tu się działo, ale w tym momencie było to zbyt ryzykowne – jeszcze odkryłby, że ta wiedza daje mu nad nią przewagę, i to wcale niemałą. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że mógłby teraz iść do Baso Aintzira, spotkać się z Królową nimf i wyjawić jej miejsce pobytu Ianthe. Oczywiście, żywy by stamtąd nie wrócił, bo Królowa na pewno wzięłaby go na swojego niewolnika, ale przynajmniej dałby upust swojej – jak sądziła najada – nienawiści.
Wywiadu wstępnego? – powtórzyła. – To nie był wstępny wywiad. Nie będzie wywiadu właściwego z żadną ze stron – dodała gładko i wysiliła się nawet na nikły uśmiech, który pewnie jak zwykle jej nie wyszedł. Po prostu uwypukliła nieco usta. Chciała jednak wyraźnie zaznaczyć, że jego krótkie odpowiedzi oznaczają również jej krótkie odpowiedzi.
Czyli, jeśli mu wierzyć, mieszkali tutaj od zawsze. Ianthe, oczywiście, nie znała całych slumsów, pewnie tylko Król je znał, ale niektórych młodych mieszkańców, których uważała za godnych uwagi, kojarzyła. Blue nigdy jej nie mignął przed oczami, tego była pewna. Najpewniej było więc tak, jak się obawiała zaraz na początku, gdy wpadł tu nagle z siostrą – należał do tych sprytnych i inteligentnych.
Usłyszała nagle ciche ćwierkanie zza zamkniętego okna i zwróciła w tamtą stronę wzrok. Za szybą siedział śliczny, niebieski ptaszek. Ianthe często wpuszczała do domku pyrausty i ptaki, ale wszystkie były jej dobrze znane – tego z kolei nie kojarzyła. Po co przyleciał? Po jedzenie?
Niepewna, co zrobić, ruszyła powoli w stronę okna, chcąc wpuścić małego. Jednocześnie rzuciła do Blue:
Mam nadzieję, że znajdziesz dla niej odpowiednie miejsce. – Wskazała ręką w stronę łóżka. Nie miała takiej nadziei, po prostu nie chciała, żeby zainteresował się nowym przybyszem. Niech skupi się wreszcie na ciele siostry i przestanie się tak w nią wpatrywać, niech znowu okaże uczucia, jakie żywił względem tej dziewuszki, byleby tylko Ianthe mogła uwolnić się z tej przeklętej atmosfery, której nawet nie potrafiła opisać.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 9:49 am

Skrzyżował ramiona na torsie, spoglądając na ciało swojej siostry. Jeszcze przed chwilą była; przed chwilą zmagał się z nowymi uczuciami, a teraz to wszystko zniknęło. Wszystko spłynęło wraz z ostatnim oddechem Kawki. I teraz był on, pusty wewnątrz, znów pozbawiony emocji. Znów został sam; nie to, żeby samotność jakoś mu przeszkadzała, a z drugiej strony to było nawet przyjemne, gdy miało się do kogo wracać, nie zastawało się pustej izby. Nawet on to doceniał. Głęboko, pod tą swoją skorupą - czuł że to było lepsze niźli siedzenie dzień w dzień samotnie, z samym sobą. Choć chyba tylko obecność Kawki nie było tą, od której stronił. Resztę ludzi miał w głębokim poważaniu, równie dobrze mogłoby ich w ogóle nie być; miałby święty spokój.
Zawsze jego spojrzenie łagodniało, gdy patrzył na swoją siostrę, ale teraz... teraz spoglądał na jej ciało jak na nic nie znaczącego, nieznanego mu trupa. W podobny sposób patrzył na ciało swojej matki, chociaż z nią to była zupełnie inna sprawa. Na niej nigdy mu nie zależało i gdyby to ją zastał zasztyletowaną w izbie to pewne poderżnąłby jej gardło, łaskawie skracając cierpienie - choć tak naprawdę tylko po to by sobie ulżyć. Tak czy inaczej teraz ciało Kawki zostało na tym samym poziome traktowania - przestała go całkowicie obchodzić. Może nie tak kompletnie bo pewnie gdyby tak było to jej zwłoki rzuciłby w jakiś zaułek czy też nawet stąd ich nie zabierał. Pochowa ją pewnie tylko dlatego, że obiecał to sobie, kiedy jeszcze żyła - kiedy trzymał ją na rękach, całą we krwi. W zasadzie to czemu on wtedy myślał o czymś takim jak pochówek? Czyżby z góry zakładał, że Kawka nie przeżyje? Na pewno brał pod uwagę taki scenariusz, tym bardziej że Kawka wcale nie wyglądała najlepiej i też nie wiedział jak długo leżała na tej podłodze, w kałuży własnej krwi. Zresztą wiedział, ze życie nie jest kolorowe i takie przypadki się zdarzają. To ponure spojrzenie na świat, ale przynajmniej ciężko było go zranić.
W końcu przestał spoglądać na trupa i przeniósł znużone spojrzenie w stronę kobiety, ale nie wprost na jej twarz. Tego typu wzrok był dla niego jak najbardziej naturalny. Podobnie jak zobojętniały wyraz twarzy, jaki do niego powrócił. Nie wdawał się w dłuższe pogawędki z obecną tu postacią, bo nie było to dla niego naturalne. I nie chodziło o to, że obok leżał trup jego własnej siostry, zasztyletowanej przez jakiegoś jego niezadowolonego kolegę od pożyczania pieniędzy.
Świergotanie, choć ciche, wydawało mu się znajome. Zerknął kątem oka w kierunku okna i dostrzegł niebieskie ptaszysko. Modrosójkę rozpoznał, bo to był pierzasty towarzysz, który od czasu do czasu pojawiał się przy nim, nieważne gdzie by się nie znajdował. To było tak samo zaskakujące co dziwne. Nigdy nie czuł jakiejś więzi z ptaszyskiem, czasem tylko sypnął mu okruchów, bo to Kawka za nim przepadała i lubiła go malować. Izbę miał już zagraconą płótnami różnych rozmiarów z namalowanym właśnie tym ptakiem. A ten ptak pojawiał się w przeróżnych momentach i miejscach. Blue Bird nie zakładał, że stworzenie jest do niego przywiązane, tylko że po prostu rozpieścił je tym dokarmianiem na tyle, że ono zamiast szukać pokarmu na własne skrzydło to zjawiało się przy nim, ilekroć robiło się głodne.
A poza tym trochę podobała mu się ta kreatura. Pewnie dlatego, że też była Niebieskim Ptakiem.
- To trup. Każde miejsce dwa metry pod ziemią będzie odpowiednie. - Odmruknął kompletnie niewzruszony, zerkając na kobietę kątem oka. Na krótko zawiesił na niej spojrzenie by wrócić wzrok na ptaszysko, które ona najwyraźniej zamierzała wpuścić. Ciekawe gdzie ten pierzasty oszołom był, kiedy Kawka została napadnięta. Zawsze się do niej wdzięczył. A teraz co? Zapomniał o niej? Ale z drugiej strony co takie chuchro mogłoby zrobić? Zadziobać? Nie, dostałby otwartą dłonią w dziób i straciłby przytomność; o ile w ogóle by przeżył.
Przesunął wzrokiem po całym pomieszczeniu, kiedy to lekarka zaaferowana była przybyciem modrego, uskrzydlonego towarzysza Blue Birda. Teraz przyjrzał się zebranym tu przedmiotom nieco dokładniej, aczkolwiek nie trwało to zbyt długo. Oszacował swoje ewentualne szanse w kradzieży i musiał przyznać, że obecność ptaka nieco podniosła jego szanse.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 11:37 am

Coraz bardziej zaczynała się stresować tą sytuacją. Blue z minuty na minutę wydawał się jeszcze chłodniejszy, nawet wobec własnej siostry, aż Ianthe zaczęła powątpiewać, czy faktycznie byli ze sobą spokrewnieni. Nie spieszył się do zabrania ciała, najwyraźniej nie zależało mu też, gdzie mała w ogóle spocznie – ale chyba nie zostawiłby jej tutaj, prawda? Obawiała się, że jeszcze okaże się na tyle bezuczuciowy, że będzie gotów pozbyć się „problemu”, po prostu go ze sobą nie biorąc, a na to nie chciała pozwolić. Zaskoczył ją ten duży dysonans pomiędzy zachowaniem chłopaka z momentu, gdy wpadł nieproszony do lecznicy, i z teraz, gdy przecież nikt by go nie winił, gdyby dał upust emocjom.
Cóż, skoro tak mówisz – odparła niedbale, chcąc tylko kontynuować wątek, aby znowu nie zapanowała cisza. – Czy czegoś potrzebujesz? – zapytała, chociaż dobrze wiedziała, jaka będzie odpowiedź albo że nie będzie jej wcale, sama zresztą i tak nie miała mu nic do zaoferowania. Chciała po prostu, by w końcu podszedł do siostry i ją stąd zabrał. Ianthe i tak będzie miała jeszcze trochę do roboty ze sprzątaniem, bo krew zapaćkała całe łóżko, nie miała też już żadnej czystej szmatki na wypadek, gdyby ponownie zjawiło się u niej – tfu, tfu – jakieś zasztyletowane biedaczysko.
Otworzyła ostrożnie okno i wpuściła ptaka, który od razu z namolnym świergotaniem zaczął latać wokół pokoju. Popatrzyła na niego stropiona, próbując zrozumieć cokolwiek z chaotycznej mowy. Zwierzak przeleciał jeszcze parę kółek, umilkł i przysiadł na rogu łóżka, śmiesznie przekręcając łebek. Z tego, co nimfa zrozumiała, dziewczynka wcale nie była mu obca. Zlustrowała Blue, aby sprawdzić, czy ta sytuacja go zaskoczyła, ale ponownie napotykając beznamiętne spojrzenie, stwierdziła, że pewnie nie zaskoczyłoby go nawet, gdyby nagle pojawił się tu bazyliszek.
Odchrząknęła i rzuciła:
Wygląda, jakby ją kojarzył – spojrzała pytająco na ptaszka, ale nie miała zamiaru próbować z nim rozmawiać w obecności mężczyzny – pewnie poleci z tobą. Gdy już ją weźmiesz.
Przeszła spokojnie w na przeciwległy koniec pokoju, gdzie w szufladzie zawsze trzymała małe zawiniątko z ziarnami. To głupie, ale nadal, pomimo że z Baso Aintiza wyniosła się już parę lat temu, to zwierzęta były jednymi stworzeniami, z którymi naprawdę mogła porozmawiać. Miała przynajmniej pewność, że żadne jej nie potępi i jej nie zdradzi, bo niby komu, skoro w slumsach pewnie nikt ich nie rozumiał. Bywało, że brakowało jej normalnej, „ludzkiej” mowy, bo w końcu jak długo można wytrzymać, kontaktując się z kimś tylko w umyśle i za pomocą wzroku, ale mimo tego nadal bała się szukać jakiegoś towarzysza, kogoś, komu mogłaby zaufać, powiedzieć całą prawdę i jeszcze nie żyć w strachu, że wykorzysta to przeciwko niej.
Wysypała trochę ziarna na dłoń i już chciała nakarmić pierzastego, ale zobaczyła, że ten z cichym świergotem przeniósł się na ramię Blue. Stanęła więc w miejscu, z głupio wyciągniętą ręką i popatrzyła tylko na ptaszka bezsilnie. Zdrajca, powiedziała w myślach, po czym uświadomiła sobie, że nie tylko dziewczynka była mu znana, ale i sam Blue. Teraz już nie miała zamiaru podchodzić – niema walka na spojrzenia z tym mężczyzną była dla niej wystarczająca.
Otworzyła usta, aby zapytać, czy Blue kojarzy zwierzaka, ale przypomniała sobie, że miała nie robić żadnego wywiadu, wstępnego czy też nie, więc z powrotem je zamknęła. Ponownie więc się od chłopaka odwróciła, sypnęła po prostu ziarnem na szafkę i stojąc tyłem, rozpuściła w końcu włosy i zaczęła je przeczesywać palcami.
Gdy Blue się już ulotni, a ona odpocznie, to wyjdzie dzisiaj w nocy na slumsy, postanowiła, i poszuka mężczyzny – z czystej ciekawości, tak aby sprawdzić, gdzie w sumie zdecyduje się pochować małą (czy nie rzuci jej po prostu do pierwszego lepszego rowu?) i gdzie się podzieje. Lubiła obserwować ludzi, ale robiła to zawsze tylko z daleka, jak cień, żeby nie nabrali żadnych podejrzeń. Obawiała się, że trochę może jej zająć odnalezienie go, skoro dotychczas nawet nie wiedziała o jego istnieniu, ale przynajmniej miała jakiś punkt zaczepienia – niebieski płaszcz. Właśnie, płaszcz!
Nie zapomnij o płaszczu – powiedziała, jedną ręką wskazując w stronę krzesła, gdzie wisiało ubranie, a drugą nadal przeczesując swoje kosmyki.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Blue Bird

Samotnik

Blue Bird

LICZBA POSTÓW : 35
DATA DOŁĄCZENIA : 11/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 1:45 pm

Czy on czegoś potrzebował? Nie potrzebował pomocy innych. Nigdy. Zresztą dziwnie się poczuł przy tym pytaniu, bo nikt z obcych go o coś takiego nie zapytał. Blue Bird w reakcji na jej słowa jedynie spojrzał na nią przelotnie, kwitując to wszystko milczeniem. Skoro nic nie odpowiedział to znaczyło, że nie potrzebował niczego. Zresztą co ona mu mogła dać? Poza samą sobą. Kto to powiedział? Naturalnie i z taką propozycją Modry nie wyskoczył, bo jakoś nie miał do tego humoru i ochoty, ale w innej sytuacji na pewno nie zawahałby się by coś takiego zasugerować. Prostolinijność była jedną z jego cech flagowych. I chyba wskoczyła na miejsce ogłady, bo czasami należało trzymać język za zębami, a on, choć zwykle to robił, bo po co wdawać się w rozmowy z innymi.
Uniósł nieznacznie brew słysząc jej stwierdzenie. Nie był zdziwiony tym, że ptaszysko kojarzyło trupa Kawki, ani tym bardziej jego. W końcu to on go karmił, a Kawka się z nim bawiła. O ile to miało być zabawą. I nie dało się ukryć tego uśmiechu pełnego satysfakcji (a'la podpis), który dźwignął kącik jego ust, kiedy ptaszysko zignorowało kobietę i wylądowało u niego na ramieniu. Jednak pierzasty pamiętał, kto go karmił i z kim trzymał sztamę. Ptak to ptak, nie nadawał tyle co ludzie i inne istoty, jego towarzystwo nie przeszkadzało Blue Birdowi. A poza tym obaj tworzyli zgrany wizualnie tandem.
Skrzyżował ramiona na torsie, zerkając kątem oka na opierzonego towarzysza.
Teraz się pojawiasz, co? A gdzie byłeś, kiedy Kawka potrzebowała pomocy? Teraz się pojawiasz, bo z pewnością zgłodniałeś.
Oczywiście Blue Bird nie obarczał winą za to wszystko ptaka, bądź co bądź to był tylko uskrzydlony kurdupel i niewiele mógł zrobić. Ale gdyby chociaż potrafił mówić czy choćby śpiewać po ludzki, to mógłby mu wyśpiewać, kto za tym wszystkim stoi. Bo podejrzanych było sporo, Blue Bird poświęci na to trochę czasu, by znaleźć winnego. A jeśli nie znajdzie to dobierze się do wszystkich podejrzanych.
Spojrzał w kierunku swojego płaszcza, a potem sięgnął po niego, by wciągnąć go na siebie, jednocześnie wymuszając na skrzydlatym wzbicie się w powietrze. Spojrzał po sobie. Teraz powinien zostać przechrzczony na niebiesko-karmazynowego ptaka, jego charakterystyczna część ubioru wymagała prania, a już z doświadczenia wiedział, że z krwią nie będzie tak łatwo. Ale udawało się już kiedyś, uda się i teraz. Wciśnie to jakiejś córeczce praczki, szepnie parę ładnych słówek i tym sposobem zaoszczędzi trochę złota na pranie. A potem zniknie, jak to miał w zwyczaju.
Wygładził materiał, a potem spojrzał na trupa na łóżku.
Ruszył w tamtym kierunku, spoglądając kątem oka na lekarkę, kiedy ją mijał. Nawet się uśmiechnął, ale nie był to taki przyjazny uśmiech ani złowróżbny. To był zawadiacki szczerz, a raczej uniesienie kącika ust. Ciekawe z czego się tak cieszył? A może wiedział coś, czego ona nie wiedziała?A może jej coś zwinął? Niech lepiej zrobi remanent.  
A potem wziął te przeklęte zwłoki na ręce, które zawisły bezwładnie w jego uścisku. Poprawił uchwyt i ruszył w kierunku wyjścia z chatki, z uskrzydlonym towarzyszem u boku. A potem podreptał gdzieś ku zachodowi słońca. Najpewniej w kierunku wyjścia z dzielnicy.
Nie pożegnał się bo po co? Nigdy tego nie robił. I tak nie zakładał, że z kimkolwiek się potem spotka by ten ktoś ewentualnie mógł mu wypomnieć ten brak pożegnania.
[zt]
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t107-blue-bird#137
Ianthe

Potajemny Lekarz

Ianthe

LICZBA POSTÓW : 37
DATA DOŁĄCZENIA : 12/09/2018

Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe EmptyPon Wrz 17, 2018 4:01 pm

Ianthe w końcu się odwróciła i tylko sunęła za Blue wzrokiem, chcąc przypilnować, czy na pewno zabierze małą, swojego pierzastego kolegę, płaszcz oraz nic przy okazji z jej domu nie wyniesie. Stała w miejscu z rękami ułożonymi wzdłuż ciała i nic nie mówiła, teraz to ona świdrowała przybysza spojrzeniem. Zmarszczyła tylko brwi, gdy modrosójka zaczęła znowu ćwierkać, obracając swój śliczny łebek w jej stronę. Wpierw się zdziwiła, że ptaszek zamiast do niej, która go rozumiała, wybrał tego nieczułego mężczyznę, ale szybko przestała się tym przejmować, bo o wiele bardziej interesujące było to, o cym ćwierkał. Zacisnęła wąsko usta, uświadamiając sobie, że właśnie relacjonuje jej jedne z ostatnich chwil Kawki.
Co powinna zrobić?, zadręczała się. Przecież nie może powiedzieć, że wie. Że nawet mogłaby kogoś wskazać lub przynajmniej jakiś trop. Że mogłaby mu pomóc. Zawiesiła znowu wzrok na jego oczach – i postanowiła, że będzie milczeć.
Był przystojny i do jego samego wyglądu może i miałaby słabość, ale nie mogła zapominać o zdrowym rozsądku. Nie szanował jej, patrzył jak na wroga, pewnie obwiniał o śmierć siostry, mimo że nie było w tym jej winy – nie miała najmniejszego powodu, żeby mu jawnie pomóc.
Niejawnie mogłaby w nocy znaleźć mordercę i sama go zabić, ot, dla samej siebie, żeby odebrać mu młodość. Upiekłaby dwie pieczenie na jednym ogniu. Ale zaraz, o czym ona myśli? O pomszczeniu tej małej dziewuszki, której nawet nie znała?
Wzdrygnęła się, gdy ją minął z tym uśmiechem, ale postanowiła go nie odwzajemniać i jedynie bez mrugania nadal patrzyła na niego twardo.
Nie zdziwiła się, że nie powiedział nawet słowa, gdy wychodził, i że nie był łaskaw chociaż przymknąć drzwi. Po kilkunastu sekundach w końcu sama ruszyła się z miejsca i zrobiła to za niego. Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
Wokół nadal panowała cisza, ale tym razem przyjemna, a nie taka ciężka jak w jego obecności. Od razu zaczęła sprzątać krew dziewczyny. Robiła to sprawnie, bez ociągania się, tak dokładnie, na ile tylko pozwalały jej i tak już wszystkie brudne szmatki. Będzie musiała skombinować nowe i przynieść w końcu świeżą wodę. Pożałowała w duchu, że jednak oddała mu tych dwadzieścia sztuk złota – nie zużyła nic, co by tyle kosztowało, ale każda moneta była dla niej cenna.
Szukając jakichkolwiek materiałów, którymi mogłaby jeszcze doprowadzić łóżko do jako takiego wyglądu, spojrzała przelotnie na szafkę niedaleko drzwi do pracowni. I zamarła na moment.
Nie było jej nożyka, który położyła tam, gdy wyszła „przywitać” Blue.
Na pewno tam leżał, była o tym przekonana. Nie ruszała go, nie musiała. Czy to on jej go zabrał? Jeśli tak, to kiedy? Przecież niemal cały czas miała na nim oko, zauważyłaby, gdyby ukradł, musiałaby. Chociaż z drugiej strony – bywały momenty, że nie mogła znieść tego okropnego spojrzenia i wtedy odwracała wzrok. Ale zdążyłby w tak krótkim czasie...?
Z rosnącą wściekłością, zaczęła przegrzebywać wszystkie szafki i szuflady w pokoju, chociaż wiedziała, że nic to nie da. Nożyk wcale nie był drogi, w zasadzie pewnie nikt nie dałby za niego więcej niż pięć sztuk złota, ale był ładny, ślicznie wykończony, srebrny, z delikatnymi ornamentami na rączce. Używała go do rozdrabniania ziół czy owoców, bo nie był zbyt ostry, i zawsze o niego dbała – właściwie odkąd tylko opuściła jezioro nimf. To była pierwsza „ludzka” rzecz, jaką udało jej się zdobyć – potrzebowała wtedy czegokolwiek ostrego, a nożyk akurat się napatoczył, leżał tuż obok otwartego okna w jakimś małym domku.
Stanęła w końcu na środku gabinetu, ze złością odetchnęła kilka razy i spróbowała się uspokoić. Odzyska go, choćby nie wiadomo co, musi to zrobić, znajdzie Blue, odbierze swoją własność i koniec kropka. A na do widzenia powie mu jeszcze, żeby tylko go zdenerwować, że dobrze wie, kto zabił jego siostrę – ale że nigdy mu tego nie powie. Z nowym postanowieniem pobiegła szybko na górę, aby wreszcie odpocząć, kompletnie ignorując fakt, że miała jeszcze zanieść sąsiadce napar. Niech się sama do niej pofatyguje, zołza jedna.
[z.t.]
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t110-ianthe https://absitomen.forumpolish.com/t108-ianthe
Sponsored content





Tajemna lecznica Ianthe Empty
PisanieTemat: Re: Tajemna lecznica Ianthe   Tajemna lecznica Ianthe Empty

Powrót do góry Go down
 
Tajemna lecznica Ianthe
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Lecznica
» Ianthe
» Ianthe
» Wizyta {Elias & Ianthe}

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Północ :: Królestwo Ríocht :: Slumsy :: Domy-
Skocz do: