Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Penta

Go down 
AutorWiadomość
Penta

Umlingo Omnyama

Penta

LICZBA POSTÓW : 5
DATA DOŁĄCZENIA : 10/09/2018

Penta                                          Empty
PisanieTemat: Penta    Penta                                          EmptyPon Wrz 10, 2018 9:34 pm

Godność
Armand Baptise "Penta" Serenno
wiek
312 lat
rasa
Elf
przynależność
Umlingo Omnyama
umiejętności
 - Vadokan - styl walki opracowany przez Armanda, jednocześnie stosowany wyłącznie przez niego z uwagi na trudności związane z jego opanowaniem. Wojownik wykonuje wówczas szybkie cięcia pod różnymi kątami, napierając bez ustanku na wroga i ograniczając parowanie ostrzy do minimum, gdyż wówczas szermierz traci na tempie, a co za tym idzie - sile. Obrona przed przeciwnikiem skupia się na unikach, nierzadko i akrobatycznych, co graniczy z niemożliwym kiedy walczy się przeciwko większej ilości przeciwników od jednego - oprócz elfów, których naturalna zwinność znajduje stu procentowe spełnienie w tym sposobie walki. Posługiwać się nim mogą wyłącznie osoby bystre, o silnym umyśle i opanowaniu; inaczej łatwo o samobójczy błąd.
 - Kowalstwo runiczne - średnio zaawansowane, stanowi bardziej ciekawostkę niż użyteczną umiejętność. Wytworzenie w pełni sprawnej runy zajmuje wiele lat, w związku z czym wiedza ta pozostaje bezużyteczna w obliczu nagłych walk czy potyczek. Wyjaśnia jednak bardzo wiele w materii zmodyfikowanego organizmu Armanda czy też jego unikalnej broni. Nie mniej jednak, podczas realizacji wieloletnich planów może znaleźć to wiele zastosowań.
 - Ostrze plundar - wykonane z pomocą kilku osób przy głównym użyciu run, pierwotnie miało służyć za standardowe wyposażenie elfich żołnierzy. Z uwagi jednak na olbrzymie trudności w jego wykonaniu i ogólną niechęć pobratymców Armanda do oręża, cały ten projekt porzucono, a Penta przejął nad nim pieczę. Zgodnie z pierwotnym zamysłem jest to lekki miecz odporny na stępienie. Rozmiarem odpowiada w pełni swojemu właścicielowi, a tym samym jednemu ze stwórców; stal jest na tyle wąska, aby zmieścić się między ludzkimi żebrami.
wygląd
Penta przez całą swoją młodość posądzany był przez rówieśników o nieczystą krew, gdyż ci nie wierzyli młodemu elfowi z rodu Soresów, iż rzeczywiście jest ich pobratymcem. Czy się mylili, czy też nie, ciężko dowieść, lecz argumenty nasuwają się same; to postawny mężczyzna o pokaźnej muskulaturze, czym zdecydowanie wyróżnia się z tłumu uszastych magów, lecz jest przy tym również proporcjonalnie zgrabny, to znaczy: wysoki. Ze wzrostem sylwetka zdaje się być bardziej zgrabna, wobec czego optycznie sprawia wrażenie słabszego bądź przynajmniej nie tak dobrze zbudowanego.  Włosy, (prawdopodobnie) najbardziej drażniące wszystkich tradycjonalistów i mniej ufnych krewniaków, mają barwę czarną, co wielu uważa za trudne do zaakceptowania odstępstwo od normy, jednakowoż ich posiadacz nie wstydzi się swej wyjątkowości w żaden sposób. Wręcz przeciwnie - zapuścił je nawet na tyle, iż swobodnie opadają za łopatki; zazwyczaj związuje je w warkocz, aby nie przeszkadzały mu w codziennym życiu czy walce, lecz nie podlega wątpliwości fakt jakoby Armand prędzej miał zginąć niż ściąć przyczynę tak wielu niedomówień i plotek dotyczących jego osoby. Patrząc natomiast z drugiej strony, czyli od przodu, cała fryzura jest regularnie barwiona przez Soresa na szkarłat, współgrając kolorystycznie z oczami, a także stanowiąc swoistego rodzaju świadectwo osobiste - nawet laik nie znający się na polityce, kiedy skrzyżuje miecz z Pentą, bez problemu zapamięta szermierza z twarzą o barwach rozlanej posoki, o którym czasami można usłyszeć w karczmach dostępnych dla przedstawicieli wszystkich ras od ich stałych bywalców, najczęściej związanych z rozbojami drożnymi.
Szkarłatny odcień grzywki to w istocie efekt jego osobistej inicjatywy, jednakże podobny pigment znajduje się w tęczówkach co do końca życia będzie stanowiło dowód maczania palców w nieodpowiednich rodzajach magii. Prywatnie nadal nie ma sobie nic do zarzucenia; nie tęskni za dawnym błękitem swoich ślepii, równie powszechnych wśród tego gatunku co występowanie tęczy po deszczu. W kwestii ubioru natomiast nie wzbudza aż tylu kontrowersji, gdyż za swe ulubione odzienie obrał szaty wzorowany na mundurach niższych fechmistrzów sprzed przeszło dwóch tysięcy lat, czym kultywuje wymarłe już tradycje "ludowe", jednocześnie zyskując w oczach opinii publicznej, kiedy jednocześnie traci swoją wyróżniającą się aparycją. Są to jasne (choć najczęściej białe) koszule ze sztywnego materiału zdolnego do złagodzenia w minimalny sposób siły uderzenia, choć w głównej mierze mają one bardziej wyglądać niż służyć ochronie ciała. Nie krępują jednak ruchów, a zapinane na zdobione guziki większych rozmiarów od swoich klasycznych odpowiedników służą celom reprezentatywnym; na wierzch natomiast narzuca krótką pelerynę bez kaptura. Purpurową lub białą, zależnie od okoliczności, z kolei na samotne wędrówki zabiera ze sobą standardową, czarną szatę podróżną charakterystyczną dla wszystkich przeciętnych wędrowców.


Charakter
Złożoność tego osobnika może być trudna do zrozumienia, nie mniej jednak, posiada on twarze trzech mężczyzn: spokojnego, agresywnego i brutalnego, a także dziecinnego. Jako nauczyciel szermierki bądź wspierania młodszych w zgłębianiu tajników historii czy magii jest nad wyraz cierpliwy, ciepły, a czasami może być i surowy, ale to tylko w przypadku skrajnego zirytowania nieudolnością lub brakiem efektów u potencjalnego podopiecznego. Poświęca jednak bardzo wiele uwagi ewentualnej elfiej młodzieży korzystającej z jego pomocy w ten czy inny sposób, podchodząc do nich jak do starych znajomych i nie oczekując wygórowanego szacunku czy wdzięczności. W tej materii jest bezinteresowny, gdyż wierzy, że młodszym pokoleniom należy pomagać oraz przekazywać wiedzę, aby ta nie przepadła wraz ze śmiercią kilku osób. Jest jak najbardziej otwarty na tego typu relacje i formalnie niezobowiązujące szkolenia bojowe, znajdując w tym wyższe idee. Jeśli jednak staje do walki naprawdę - nie w celach ćwiczeniowych, a naprzeciw bandyty, rycerza czy jakiegokolwiek innego wrogiego wojownika - staje się uparty, natarczywy i agresywny, doskonale komponując swój oryginalny styl walki z nietypową elegancją. Zdolny jest wówczas krzyżować ostrza nawet całymi godzinami, aby tylko pokonać oponenta, a najlepiej i zabić, gdyż przed tym owy elf nie miewa żadnych oporów. Co ciekawe, nie jest jednak zwolennikiem uczciwej, honorowej walki, bo, jak uważa, te tak samo jak wojny polegają na zwycięstwie, a nie użalaniu się nad sentymentami. Będzie wówczas wykorzystywał otoczenie, własne atuty i słabości przeciwnika aby tylko wyeliminować go w miarę sprawnie. Jest zdecydowany, radykalny, nieustępliwy w każdej kwestii związanej z jakąkolwiek bitwą - pojedynkiem czy faktycznym frontem. Nigdy jednak nie daje się ponieść szałowi krwi, choć nie sposób ukryć, iż widok wykrwawiających się na ziemii istot sprawia radość Armandowi. Posiada również dość ekstremistyczne poglądy skupiające się przede wszystkim nad wyższością elfickiej rasy nad pozostałymi, nie nawołując jednak do otwartego rasizmu, gdyż jego zdaniem cała Wyspa zdaje sobie z tego sprawę. W jaki sposób się objawiają? A w taki, że ręka podniesiona na elfa musi zostać odcięta, o ile nie należała ona do innego przedstawiciela ich gatunku. Cóż, przedstawiciele innych nacji powinni przy nim zachowywać się przynajmniej kulturalnie i przyjaźnie, ponieważ sprowokowany może bardzo szybko dobyć miecza. Ma jednak pierwiastek zdrowego rozsądku, wobec czego na pewno nie zaszlachtuje byle pyskacza tak długo jak nie urazi dumy czy uczuć mężczyzny. Zasadniczo, wychodzi na jedno. Prywatnie, w czasie absolutnie wolnym od wszystkiego, emanuje wciąż młodzieńczym wigorem. Potrafi się cieszyć z małych rzeczy, czerpać radość tak naprawdę z niczego i dowcipkować na lewo i prawo, wydając się wówczas być zupełnie inną osobą. W stu procentach spokojną, rozrywkową, a także towarzyską. Na to ostatnie "stadium" wymagane jest jedynie zaufanie szermierza, gdyż bez niego nigdy nie będzie czuł się na tyle swobodnie przy drugim człowieku, elfie, itd. Najbardziej skryte natomiast, to ambicje; bardzo chciałby powiększyć granice swojej ojczyzny, aby dla dobra wszystkich mieszkańców Wyspy zbudować jedno wielkie państwo, równie wspaniałe co współczesne elfie miasto. W połączeniu ze sprytem i zmysłem do krętactwa sprawia to, iż Penta nigdy nie powinien być dopuszczony do jakiejkolwiek wyższej polityki. To istotnie genialny wojownik, doskonale pomysłowy strateg czy dobry nauczyciel, lecz realizacja wizji czarnowłosego o zbrojnym podporządkowaniu rozległych ziem posłałaby tysiące istnień do grobów. Sores chętnie wcieliłby je w życie, lecz tak długo jak nie posiada realnej władzy, tak długo nie powinien się znaleźć wariat skory do ich realizacji.
Ostatnią rzeczą wartą uznania są odczucia dotyczące walk - według Armanda, wojownicy powinni walczyć w sposób wyćwiczony, sprawny a także kulturalny (?), co stanowi zaprzeczenie jego własnemu podejściu. Styl walki opracowany przez siebie samego wydaje się być pozornie widowiskowy, elegancki i reprezentatywny, ale tylko z perspektywy trzeciej osoby. Wdając się z nim w potyczkę da się odczuć, iż poza widoczną finezją to bardzo agresywny sposób atakowania.
Historia
~Dzieciństwo~
Od najmłodszych lat Penta wykazywał ponad przeciętne zdolności do sprawiania kłopotów; jako dziecko był postrzegany zawsze jako nieułożony łobuz, którego ani rozmową, ani pantoflem nie szło przekonać do określonych racji, ani zmusić do konkretnego zachowania. Ojciec chłopca był elfem nad wyraz porywczym i impulsywnym, wobec czego częściej starał się ułożyć syna przy użyciu brutalnej siły niż spokojnym czy nawet burzliwym wywodem, także Armand od małego absolutnie nie postrzegał w swoim rodzicu autorytetu, nie znajdował dla niego również (chociażby) imitacji szacunku. Ten jednak nieoczekiwanie zmarł przedwcześnie z powodu rozległej choroby wewnętrznej nieznanej przez lata, a w rzeczywistości będącą skutkiem skrzętnie uknutej intrygi przeciwko głowie rodziny Serenno, lecz, jak nie trudno się domyślić, nie wywarło absolutnie żadnego wpływu na chłopca. Istotnie, dzień szoku, jednakże pozbierał się po nim nad wyraz szybko, czym wzbudził duże zainteresowanie w oczach wuja. Wkrótce przejął on rolę ojca Penty, poświęcając mu wiele czasu wraz z fałszywymi uczuciami i przekłamanymi wartościami, których do tej pory nikt mu nie oferował. Zżył się ze starszym krewnym, ufnie czerpiąc z jego wykładów mających mieć za zadanie doprowadzić go do destrukcji - opowiadał mu między innymi o fantastycznych istotach zamieszkujących resztę Wyspy, mocno wpajał niechęć do wszelkiej magii, ale również własnej rodziny, co odniosło minimalny sukces. Jako dorastający młodzieniec Armand pobił wykładowcę w szkole, gdy ten zbeształ go za ignorancję względem nauki oraz ogólne unikanie posługiwania się magią, czego skutek był dosyć oczywisty - wydalenie. Całe zajście idące w parze z nieakceptowanym (w dużej mierze) wyglądem pogorszyło sytuację rodu Serenno w oczach pozostałych, wyżej postawionych w hierarchii, za co Penta nie zamierzał przepraszać. Po kłótni z własną matką opuścił Umlingo Omnyama z nadzieją, iż nigdy nie będzie zmuszony tam wracać. Życie widział w całkiem kolorowych barwach, mając z tyłu głowy różnorakie baśnie, w które zwyczajnie wierzył. Był jednak pewien jednego - że nigdy nie wróci na ścieżkę adepta magii. Reasumując, tak naprawdę nigdy na nią nie powrócił.
~Dorastanie~
Po swej ucieczce uparcie dążył do życia na własną rękę, czego omal nie przepłacił własnym życiem. Któregoś dnia włamał się do chłopskiej stodoły z zamiarem spędzenia tam nocy, kiedy po zmroku cała wioska została zaatakowana przez grupę okrutnych ogrów. Niszczyli, palili, mordowali bez ustanku przemieniając ludzkie miasteczko w cmentarzysko, co wzbudziło w sercu młodego mężczyzny żądzę walki, wynikającą w zasadzie z głupiego kaprysu. Przez wiele tygodni sam okradał ludzkie wioski z jedzenia i włamywał się do ich lokali, a kiedy wspomniani okrutnicy zrobili to samo w większej skali, Armandowi zebrało się na odwagę. Kradzioną szablą. Ta bardzo szybko została zwyczajnie połamana przez przeciwnika, który cisnął młodym elfem w ścianę walącej się, drewnianej chaty; pod wpływem uderzenia i szoku Penta nie znalazł w sobie sił na zebranie się w sobie w celu jakiejkolwiek ucieczki, wobec czego ogr pruł przed siebie pewien sukcesu - udałoby mu się, gdyby nie przywalił go walący się nagle sufit, cudownie ratując życie czarnowłosemu, który zdał sobie wówczas sprawę z własnej głupoty. Nie tej dotyczącej magii, tylko przesadzonej wiary w siebie, kiedy nie dość, że nie posiadał własnej broni, to nawet nie potrafił jej używać. Całe to wydarzenie pchnęło go do bardzo dziwnwgo i nietypowego miejsca, jakim była przydrożna karczma. Ciężko jakkolwiek uzasadnić decyzję młodzika, lecz uznał to za miejsce najbardziej bezpieczne i odpowiednie. W zasadzie, gospodarz sam chronił teren, a miał i sporo jedzenia, i pokojów noclegowych. Z oporami ze strony przyszłego przełożonego Penta dostał pracę w charakterze... w zasadzie każdego. Z początku zmywał podłogę, nosił talerze, ale z czasem sam stanął za ladą i wyręczał gospodarza we wszystkim na tyle, że tamten praktycznie tylko siedział i załatwiał towar do gospody (jedzenie, alkohol). W zamian elf mógł mieszkać w jednym z pokoi docelowo przeznaczonym dla gości i spożywać codziennie posiłki. Po pewnym czasie otrzymywał również złoto, ale w tak niskiej ilości, iż po kilku latach ten uzbierał jedynie na dosłownie dwa komplety ubrań, także o życiu na własną rękę nie było mowy, zwłaszcza że dalej nie posiadał nawet minimalnych zdolności samoobronnych. O dziwo, ta kwestia uległa zmianie za sprawą tej pracy, gdy pewnego popołudnia wędrowiec poprosił chłopaka o kufel piwa, zostając przy nim dla towarzystwa. Zainteresował się nietypowym wyglądem Armanda, a także samym faktem, iż był elfem i to do tego stopnia, że starał się poruszyć kwestię pochodzenia tajemniczego barmana. Ten skłamał, lecz na tyle nieumiejętnie, iż nieznajomy bardzo szybko podważył usłyszaną biografię. Cała rozmowa między klientem a karczmarzem trwała tak długo, aż zaszło słońce, a znużony zarówno pracą jak i upierdliwym gościem Serenno zaproponował mu wynajęcie pokoju na noc, bo choć bardzo chciał, nie mógł go wyrzucić: dostałby solidny opieprz od szefa, a poza tym, tamten był muskularnej budowy ciała, więc prędzej sam by stracił zęby. Przebieg tej całej rozmowy pozostał ścisłą tajemnicą, w przeciwieństwie do jej skutków. Nad ranem właściciel oburzył się, iż Armand po wschodzie słońca nie stanął w kuchni by przygotować śniadania dla noclegujących, wobec czego wtargnął do "jego" sypialni. Istotnie, spał. Razem z człowiekiem, którego chciał poprzedniego dnia wyrzucić z knajpy za zawracanie głowy. Do tego obaj byli nie dość, że nadzy, to prowokacyjnie nie zakryci. Mężczyzna rozjuszył się zatem podwójnie, agresywnie podchodząc do tematu i budząc kochanków, czym popełnił życiowy błąd. Zarówno Taurus (tak się nazywał owy wędrowiec) jak i Armand byli sobą wzajemnie zauroczeni po spędzonej nocy, więc zamierzając pogonić chłopaka do roboty gospodarz sprawił, iż ten odszedł na zawsze, a jego chłop wybił chamskiemu typowi pięć zębów. Dokładnie tak. Przespał się z przystojniakiem, który obił ryj jego szefowi i obaj odeszli wielce urażeni, ale i w dziwny sposób szczęśliwy. Taurus uważał wiele cech wyglądu Penty za atuty niżli wady, dzięki czemu ten pozbył się kompleksów i nabrał większej pewności siebie, ale już takiej uzasadnionej. Poznając dodatkowo słabości partnera nauczył go walczyć gołmi rękoma oraz mieczem, a w zasadzie wieloma ich typami. Szablą, klasycznym, rapierem, a nawet glewią, lecz początkujący szermierz najbardziej upodobał sobie oręże współpracujące z ruchliwym sposobem walki. Ich życie polegało na wspólnym trenowaniu, walkach z bandytami, zwiedzaniu pięknych krajobrazów, uprawianiu seksu w najdziwniejszych miejscach i pozycjach, ogólnie: byli szczęśliwi. Po kilkunastu latach Taurus zachorował, kiedy zbliżał się do pięćdziesiątki i to na tyle poważnie, że musieli porzucić wędrowniczy tryb życia; mężczyzna potrzebował lekarstw, ale jeszcze bardziej opieki i porządnego lekarza. Udali się wówczas do Królestwa Riocht, co nie byłoby możliwe bez Zillara - przyjaciela Taurusa z dzieciństwa, który został architektem. Mając na koncie wiele wspaniałych budowli przebranżawiał się na wytwarzanie zbrojeń, dzięki czemu miał bardzo dobre kontakty z rycerzami, których przekupił, aby potajemnie Serenno mógł przybyć ze swoim kochankiem do Caipiteal. Tam elf spędził ostatnie miesiące obok łóżka schorowanego Taurusa, którego spotkał los charakterystyczny dla wielu przedstawicieli rasy ludzkiej: awanturniczy za młodu, ginął po prostu dużo szybciej niż jego pobratymcy preferujący osiadły tryb życia. To oczywiście nad wyraz smutne, na tyle, iż po zorganizowaniu pogrzebu Zillare ugościł w swoim domu osamotnionego Armanda, a nawet spreparował dla niego dokumenty pozwalające na pobyt w charakterze jego osobistego doradcy, co, na marginesie mówiąc, ponownie godziło w autorytet, tym razem jego, gdyż doszło do plotek, jakoby potajemnie architekt swoje plany podkradał od elfów. Pogłoski w krótkim czasie nabrały na sile i dla bezpieczeństwa upozorowali śmierć Penty - w rzeczywistości zginął człowiek. Rzekomo martwy osobnik pozostał jeszcze w gościnie budowniczego, lecz bardziej z uwagi na jego osobiste plany, niż pamięć o zmarłym.
~Pierwszy krok w dorosłość~
Śmierć Taurusa nie doprowadziła Armamda do ślepiej rozpaczy, wręcz przeciwnie - pchnęła go w dorosłość, dostarczyła zapału oraz wigoru. Zdał on sobie wówczas sprawę, iż jest elfem, a to coś znaczy; ma naturalne predyspozycje do wielu czynności, a także wiele setek lat więcej do przeżycia. Dotychczasowego czasu nie żałował, gdyż uznał go zwyczajnie za dobrze spożytkowany, natomiast o przyszłym zadecydował wspólnie ze swoim gospodarzem. Zillare wtajemniczył Pentę w projekt broni "doskonałej" swojego autorstwa, mającej przyczynić się do sukcesywnego wzrostu potęgi rasy ludzkiej za sprawą swoich niezwykłych właściwości. Rycerze będący w posiadaniu Ostrzy Plundar mieliby doprowadzić do zagłady wielu terenów niepodległych Królestwu, doprowadzając do wzrostu jego potęgi, a także doprowadzając samego pomysłodawcę do dożywotniego bogactwa.
,,Wojna? W wojnie straty zawsze są po obu stronach. Giną jedni i drudzy. Tutaj nie ma mowy o wojnie, bo giną tylko ci drudzy. To nie będzie wojna. To będzie zagłada."
Obaj mężczyźni zdążyli się dobrze poznać podczas wspólnego spędzania czasu, zatem Zillare był absolutnie pewien niechęci Armanda do jego ojczyzny, a zatem nie spodziewał się z jego strony żadnych patriotycznych działań mogących uderzyć w jego interes. Mylił się. Czarnowłosy żywił szczerą nienawiść do mężczyzny, uważał go za złodzieja powielającego schematy ustanowione przez elfickich architektów, który szczycił się swoimi sukcesami głównie dokonanymi dzięki nim. Mężczyzna ze względów bezpieczeństwa nie opuszczał domu ludzkiego "przyjaciela", zatem co najwyżej obserwował miasto przez okna, co pozwaliło mu odnotować jak bardzo nieudolne są starania tej rasy na drodze do zdobycia potęgi, skoro nawet durne domki jednorodzinne starają się kopiować od przedstawicieli jego gatunku. Poczucie wyższości zatliło w czarnowłosym po raz pierwszy, pozwalając mu w myślach już ustalić, iż projekt Ostrza Plundar nigdy nie ujrzy światła dziennego. Wiedział o nim bardzo wiele - wystarczająco, aby zatuszować fakt istnienia tej idei. W spokojnym rozrachunku uznał jednak, że likwidacja pracy nad tym była by egoistycznym kaprysem - skoro kilku ludzkich konstruktorów opracowało ją w taki sposób, aby była możliwa do wykonania, to prędzej czy później ktoś i tak to skonstruuje. Z ich planami czy własnymi. Postanowił zatem pomóc Zillare w stworzeniu broni, zatajając swe prawdziwe intencje do samego końca. Było to o tyle łatwe, iż rola elfa nie miała polegać na wyliczeniach ani zapiskach, tylko wyprawie mającej zapewnić skuteczne udoskonalenie broni. Dokonać tego miała Imm'ra, wiedźma reptiliańska, o której istniało wiele baśni i legend, lecz istniały dwa podstawowe problemy - dotarcie do wioski gadów było równoznaczne z samobójstwem, a według doniesień Imm'ra nie przyjmowała złota w żadnych ilościach, gdyż dla niej jedyną wartością była krew. Zatem dotarcie do celu wydawało się niemożliwe, a nawet jeśli wykonalne, to namówienie wiedźmy do współpracy... ciężka sprawa. Dlatego Zillare wysłał z tym zadaniem kogoś, na kim mu nie zależało, lecz ta osoba doskonale zdawała sobie z tego sprawę i zlecone zadanie zamierzała wykonać w inny sposób. Wyprawa w dzikie rejony trwała trochę czasu, kosztowała także odrobinę nerwów i nabytych u boku Taurusa zdolności survivalowych, lecz finalnie dotarł do opuszczonej wioski gadów nie napotykając żadnego z przedstawicieli tej rasy. Wyglądała na dawno porzuconą, lecz z jakiegoś powodu, wszelkie prymitywne chatki pozostawały bardzo dobrze zachowane - tak jakby były użytkowane. Brakowało natomiast jakichkolwiek śladów codziennego życia (pomijając mieszkańców), takich jak drewno, ślad po ognisku czy cokolwiek pozostawionego w domostwach. Miejsce było jedynie zachowane, acz porzucone, lecz zaintrygowany tą sprawą elf postanowił poświęcić tajemniczemu miejscu więcej uwagi. Usiadł na porośniętym mchem kamieniu i rozmyślał, oczekując ruchu żywych istot z którejkolwiek ze stron. Nic. Zero śladów egzystencji, zero istot żywych. Nie dający jednak za wygraną młody mężczyzna zdobył się na odważny krok - postanowił przejrzeć każdy kąt wioski, aby mieć absolutną pewność, że to miejsce pozostało wymarłe dłuższy czas temu. Z palcami zaciśniętymi na rękojeści miecza podarowanego mu przez Zillare przeszedł całą okolicę, wracając do punktu wyjścia bez absolutnie żadnych rewelacyjnych odkryć. Wtedy jednak rozległ się dźwięk łamanych gałęzi i stąpania po żwirze, kojarzący się z poruszającą się dwunożnie istotą. Sęk w tym, iż nikogo nigdzie nadal nie było.
,,Może jestem ślepy, ale nie głupi. Powiesz mi, gdziekolwiek jesteś, czy znajdę w tej okolicy Imm'rę?"
,,Ślepy, a ma oczy! Oczy, ahh! Przybądź. Poświęcę ci czas."
Jasnym było, iż wiedźma z pogłosek jest prawdziwa - straszono nią dzieci kilkaset lat temu, co brzmiało imponująco znając średni okres życia tego nietypowego gatunku. Armand, prowadzony hałasami dziczy, dotarł do znajdującej się nieopodal skały skrytej między drzewami, tak porośniętej roślinnością, iż sprawiała wrażenie dobrze zakamuflowanej. Poza tym, w takim miejscu wyglądała nietypowo, więc wpisywała się absolutnie w klimat opustoszałej wioski. Nie widząc jednak żadnego interesującego obiektu przystanął zastanawiając się, jak bardzo prawdopodobne jest znalezienie tej wielkości głazów w puszczy. Po krótkim namyśle śmiało naparł na niego ręką, przenikając przez materię; zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, to była jedynie optyczna iluzja wywołana przez wiedźmę, która najwyraźniej doskonale wiedziała, co robiła. Jej pieczara znajdowała się de facto pod ziemią, a prowadziły do niej kręcone, kamienne schody usytuowane w martwym drzewie; po wejściu do środka, zastał siedzącą przy stole postać w wielkiej, ciemnej szacie, co go w pewien sposób zaskoczyło. Słynna wiedźma wydawała się elfowi nieco słaba, pomimo dotyczących jej plotek.
,,Przybywam z prośbą o pomoc. Potrzebuję, byś użyczyła mi swojej wiedzy, Imm'ro."
,,Nie wysłucham cię."
,,Jeśli wioska na zewnątrz była kiedyś zamieszkana, to znaczy, że tylko ty ją utrzymujesz w tym stanie. I to znaczy, że powiastka o Nicolasie Chciwym jest prawdziwa. Mam rację? Jesteś osobą uczciwą, ja również. Pomszczę twoich, jeśli mi pomożesz."
Chęć zemsty to coś, co w nieznacznym stopniu interesowało reptiliankę, lecz wiedza przybysza i sposób z jakim mówił wprawiały ją w zastanowienie. Istotnie potrafił oddzielić prawdę od kłamstwa, nie znając faktów. Nie musiał patrzeć, aby coś widzieć. Skutek był taki, że się dogadali, zawierając prosty, uczciwy układ - Imm'ra pomoże Armandowi w zdobyciu wiedzy na temat kowalstwa runicznego, w zamian za co on odwróci bieg historii i sam wymorduje wioskę, tylko że ludzką, w ramach zadość uczynienia dla pokrzywdzonej wiedźmy. W zasadzie, w odwrotnej kolejności. Jak obiecał, tak zrobił. Po wędrówkach z Taurusem był znakomitym szermierzem, który potrzebował jedynie własnej broni dostosowanej do własnych potrzeb, jakim było właśnie Ostrze Plundar. Żaden wieśniak dysponujący widłami, siekierą czy czymkolwiek co miał pod ręką, nie mógł się równać z napierającym Serenno. Mimo wszystko było to jednak wymagające i trudne walczyć przez kilka godzin z dorosłymi mężczyznami, po czym przyszła czas na resztę; wachał się nad zabójstwem dzieci chłopów, lecz w wewnętrznym rozrachunku uznał, że zabicie ich będzie bardziej humanitarne niż pozostawienie przy życiu. Pozostawił wioskę tak jak ją zastał, jedynie z szeregami martwych ciał na ścieżkach czy w domkach, co stało się później przyczyną do powstania wielu plotek rozgłaszanych w karczmach. Wszakże o ile domostwa niszczone przez ogry to norma, to kilkanaście rodzin wyrżnięta mieczem - już nie. Tak czy inaczej, powrócił spokojnie do wiedźmy, nie ufając jej w stu procentach. Spełnił jej życzenie, ale czy to znaczyło, że ona spełni jego? Okazało się, że spełni. Zdradziła bardzo wiele tajników, nieznanych tak samo elfickim uczonym, jak każdej innej rasie. Jedynie potężna istota czerpiąca z sił wyższych od magii mogła znać tak rozległe sekrety. Penta zgodził się bowiem z jej poglądami, iż magia elfów była imitacją prawdziwej potęgi, jaką gwarantują mroczne rytuały. Natomiast kowalstwo runiczne, to wyższego poziomu alchemia - i te poglądy definiowały również wiele porażek przy stworzeniu broni "doskonałej", zatem na zawsze zapadły Armandowi w pamięci. Po ryzykownym powrocie zaskoczył podwójnie Zillara - tym, że wrócił żywy oraz tym, że potrafił wykuć runy mogące tchnąć wielką siłę w ich broń. Postawił jednak pewien warunek.
,,Imm'ra nienawidzi ludzi. Przepowiedziała mi przyszłość w której ty mnie zdradzasz."
,,Wierzysz jej?"
,,Nauczyła mnie rzeczy, o których możesz śnić nocami. Według jej wróżby, zabijesz mnie cudzymi rękoma, kiedy ukończę pracę. Nie chcę, aby to cię nawet kusiło. Nie chcę, aby Taurus przewracał się w grobie. Wykonam runy. Ale daleko stąd. Tam, gdzie żaden najemnik mnie nie dopadnie."
Wróżba była wymysłem czarnowłosego, stanowiła wyłącznie pretekst do zatroskania się o własne bezpieczeństwo, co Zillare przyjął bardzo dobrze, naprawdę jakby był przyjacielem godnym zaufania. I, w ramach prezentu, podarował Serenno prototyp Ostrza, który nie nadawał się do użytku - było wykonane w taki sposób, aby jak najłatwiej przyjąć wszelkie modyfikacje magiczne, co de facto uprościło sprawę elfowi. Jednakże kwestią wykończenia projektu, zajął się już w swojej ojczyźnie, o czym w kolejnej części. Pożegnał się oficjalnie z konstruktorem, za miejsce pobytu przez najbliższe miesiące podając puszczę, lecz zamiast autentycznie odejść, przeczekał do nocy. Prostym pchnięciem przeszył serce dotychczasowego przyjaciela bez żadnych oporów moralnych, a po nim wyeliminował również dwie pozostałe osoby, które wiedziały o istnieniu projektu a także prototypu, a następnie zlikwidował pozostawione dowody. Zapiski, a nawet materiały na kolejne miecze, czym prawdopodobnie zdradził swoją obecność służbom porządkowym. Zbiegł, lecz pozostawione w swoich domach zwłoki wraz z częścią zniszczonego dobytku stanowiły jasny dowód, iż nie zostali zamordowani od tak na czyjeś zlecenie, a w takim celu, aby nikt się o czymś nie dowiedział. I udało się. Serenno wyruszył z powrotem do swej ojczyzny, aby tam móc popracować nad bronią, ale także przemyśleć plany względem przyszłości. Nie był pewny czy potęgę Ostrza Plundar zamierzał składać w prezencie komukolwiek, z rodziną królewską Umlingo Omnyama włącznie.
~Początek kariery, Ostrze Plundar i ostatnie jajo~
Istnienie Ostrza Plundar postanowił zachować w tajemnicy przed światem, aż do momentu jego ukończenia. Po powrocie do ojczyzny oczekiwał średnio miłego przywitania ze strony matki, lecz, jak się bardzo szybko dowiedział na miejscu, ta zmarła wiele lat temu, a jedynym jego krewnym pozostał jej brat, a jego wuj. Informację tą przyjął ze spokojem, nie czując szczególnego żalu, gdyż nie widział nigdy siebie u jej boku w żadnej kwestii. Nawet jako syn zajmujący się rodzicielką na stare lata. Z wujem natomiast łączyła go niegdyś bardzo zażyła więź (a przynajmniej na taką była upozorowana), więc jakiekolwiek nadzieje z ciepłym przyjęciem pod dach bardzo szybko związały się z nim i jak szybko się zrodziły, tak szybko upadły. Dużo starszy już elf był w olbrzymim szoku, że jego bratanek powrócił z samobójczej wyprawy w świat, do której wybrał się jako chłystek, a powrócił jako mężczyzna. Ba, i to jaki! Szeroki w klacie, ramionach, z długimi włosami w kruczoczarnej barwie i piorunującym uśmiechem ostrych zębów. Tak, wzbudzał na ulicach dziwne spojrzenia, ale nimi się najmniej przejmował; Taurus go takim kochał, więc nie zamierzał się zmieniać w żadnym aspekcie. Reakcja ostatniego krewnego była niespodziewana; nie przyjął on pod swój dach elfa, co więcej, wyklął go używając dziwnych argumentów, czego Serenno nie zamierzał darować. Udał się na spokojnie do bibliotek, skąd dowiedział się o aktualnym układzie politycznym w państwie. Dziad został mianowany mistrzem rycerskim spory kawał czasu temu, a po śmierci wszystkich pozostałych członków rodu przejął spadek pozwalający mu na dostatnie życie. Analizując chłodno bieg wydarzeń i całą historię, Armand doszedł do wniosku, iż krewniak od samego początku planował dokonać w ich rodzie tego rodzaju przewrót, a najpewniej i awans społeczny również mógł mieć z tym jakiś związek. Może potrzebował pieniędzy na korupcję? Szlag by tego, kto by wiedział; czarnowłosy nie zamierzał się tym w żaden szczególny sposób przejmować tylko przystąpić do działania. Rozpuścił plotki o swoim powrocie i wybrał się na ponowne spotkanie z dawnym opiekunem, aby oficjalnie ostrzec go, że jego zamiarem będzie odzyskanie rodzinnego majątku. Został jednak zbyty i zmuszony do odejścia pod pretekstem wywołania walki z rycerzami, a opuszczając teren koszar dobiegła do niego jasnowłosa elfka, spełniająca wszystkie wymagania na miano klasycznej przedstawicielki swojej rasy. Przedstawiła się jako adeptka i kandydatka na rycerza, zaznajomiona rzekomo ze spiskiem uknutym przez starego Serenno. Zaintrygowany tą informacją Penta zgodził się przyjąć jej zaproszenie w gościnę celem poznania dziewczyny, a także jej wiedzy. Jak się okazało, całkiem powszechnej, bo znanej każdemu elfowi kończącemu edukację; wiele dekad wcześniej aż trzej mistrzowie rycerscy byli kolejno z rodu Serenno, aby przez kolejne stulecia nie zajmować się niczym prócz trwonienia majątku. Poprzedni mistrz był całkiem sędziwym elfem o konserwatywnych poglądach i przed dokonaniem żywota w sposób naturalny napisał testament, w którym prosił rodzinę królewską o wzięcie pod uwagę tegoż "historycznego" rodu, gdyż doskonale sprawdzał się na tak wysokich stanowiskach i niegdyś słynął ze swej waleczności. Penta zainteresował się wobec tego historią ogólną, studiując samotnie stare księgi bez zbędnych wykładów. Astra natomiast usiłowała go przekonać o szlachetności swych zamiarów dobry tydzień, kiedy to finalnie tamten zgodził się przyjąć jej pomoc w kwestiach nie tylko mieszkalnych. Wobec tego, cel był prosty: upublicznić zbrodnie aktualnego mistrza, jakimi było wybicie reszty członków własnej rodziny, zdobyć zaufanie społeczne i przejąć i majątek, i tytuł należące wówczas do wuja. Wiedząc w głębii duszy, iż tak przebiegła żmija nie da się inaczej pozbawić całego dobytku. Astra deklarowała otwarcie wierność tym zamiarom, a także oddanie i gwarancję, iż jej aktualne starania w rycerstwie służą głównie obeznaniu w sytuacji. Zapał oraz chęci blondynki wzbudzały podejrzenia Serenno, lecz postanowił jej zaufać, świadom iż samotne knucie przeciwko wujowi będzie ponad jego siły. Do dopięcia swego potrzebował jednak Ostrza Plundar, dlatego poświęcił się całkowicie pracy nad nim, a nowej towarzyszce nakazał inwigilować nieustannie ich cel. W pewnym stopniu, można mówić o sukcesie; Astra została w końcu pasowana na rycerza i trafiła na ślady pozostawione przez nieuważnego mordercę, a Armand ukończył Ostrze. Problem jednak tkwił w tym, iż nie spełniało w pełni jego oczekiwań, choć jak na pierwsze w życiu wykonane przez siebie runy te okazały się całkiem solidne. Astrze polecił odnaleźć jakikolwiek dowód zbridni, by samemu udać się do Imm'ry i spróbować z jej pomocą skorygować ewentualne błędy w zaklinaniu przedmiotu.
Pozostałe informacje
- Imieniem "Penta" posługują się jego przyjaciele.



Ostatnio zmieniony przez Penta dnia Pią Wrz 21, 2018 9:23 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Judasz

Pisces

Judasz

LICZBA POSTÓW : 108
DATA DOŁĄCZENIA : 14/04/2017

Penta                                          Empty
PisanieTemat: Re: Penta    Penta                                          EmptyPią Wrz 14, 2018 8:16 pm

Ostrze Plundar radzę zmodyfikować. Odbijanie magicznych pocisków nie przejdzie na początek.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t100-judaszu-zdradziecki-biedaku-vol-2 https://absitomen.forumpolish.com/t84-judaszu-zdradziecki-biedaku
Judasz

Pisces

Judasz

LICZBA POSTÓW : 108
DATA DOŁĄCZENIA : 14/04/2017

Penta                                          Empty
PisanieTemat: Re: Penta    Penta                                          EmptyPią Wrz 14, 2018 8:43 pm

Akcept.
Powrót do góry Go down
https://absitomen.forumpolish.com/t100-judaszu-zdradziecki-biedaku-vol-2 https://absitomen.forumpolish.com/t84-judaszu-zdradziecki-biedaku
Sponsored content





Penta                                          Empty
PisanieTemat: Re: Penta    Penta                                          Empty

Powrót do góry Go down
 
Penta
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Penta

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Kompendium Wiedzy :: Karty Postaci-
Skocz do: